Wróciliśmy na właściwe tory - rozmowa z Adamem Wiśniewskim, skrzydłowym Orlen Wisły Płock

- Czujemy lekki niedosyt. Jesteśmy jednak zadowoleni zarówno z naszej dobrej gry, jak i ze zwycięstwa - mówi po wygranej nad MKB Veszprem skrzydłowy Orlen Wisły Płock, Adam Wiśniewski.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Kamil Kołsut: Wisła tak dobrze, jak w niedzielnym spotkaniu z Veszprem, tej wiosny jeszcze nie zagrała. Jak teraz, kiedy emocje już opadły, patrzysz na ten mecz?

Adam Wiśniewski: Bardzo cieszymy się z wygranej, bo nie każdemu udaje się pokonać taki zespół, jak Veszprem. W tej edycji Ligi Mistrzów przegrali oni przecież dopiero drugi raz. Jesteśmy zadowoleni zarówno z naszej dobrej gry, jak i ze zwycięstwa.

Przy większej dozie szczęścia mogliście się pokusić o jeszcze wyższą zaliczkę przed rewanżem.

- Oczywiście czujemy lekki niedosyt, bo prowadziliśmy w pewnym momencie trzema czy czterema bramkami i nie potrafiliśmy tego dowieźć do końcowej syreny. Rywalizacja o ćwierćfinał Ligi Mistrzów to jest dwumecz i teraz czeka nas wyjazd na Węgry, gdzie także będziemy musieli rozegrać dobre spotkanie. Wiadomo, że trzy bramki zaliczki dawałyby nam większe szanse awansu, niż jedno trafienie przewagi, ale trzeba się cieszyć przede wszystkim z tego, że dzięki tej wygranej wróciliśmy na właściwe tory.

W niedzielę wam i kibicom z pewnością spadł kamień z serca. Po serii kiepskich występów na krajowym podwórku nastroje nie były najlepsze.

- W ostatnich tygodniach ta gra faktycznie słabo nam wychodziła. Wydaje mi się jednak, że dokładnie tak to trener Cadenas zaplanował. W lidze od dłuższego czasu wiadomo było, że zajmiemy drugie miejsce, stąd w ostatnim okresie trenowaliśmy bardzo ciężko i teraz dopiero schodzimy z obciążeń. Efekty widać. Pojawia się szybkość, coraz lepiej poruszamy się po boisku. Miejmy nadzieję, że z tygodnia na tydzień będzie coraz lepiej, bo zaczyna się dla nas najważniejsza część sezonu.
- Przed nami najważniejsza część sezonu - mówi Adam Wiśniewski - Przed nami najważniejsza część sezonu - mówi Adam Wiśniewski
Nie było krótkich chwil zwątpienia, kiedy przegrywaliście w Puławach, Kielcach i Kwidzynie?

- Człowiek nigdy nie jest do końca pewny tego, co robi i nad czym pracuje. To trener wiedział, jak wygląda nasz plan. My wykonywaliśmy tylko jego polecenia. Każdy z nas doskonale zdawał sobie sprawę z tego, ze mamy ciężkie treningi i jesteśmy przemęczeni, bo musimy dużo podróżować i grać co trzy dni. Trener też nas o wszystkim na bieżąco informował. Widzieliśmy, że prędzej czy później zejdziemy z obciążeń i będzie coraz lepiej.

Forma idzie w górę, a po fatalnej jesieni wreszcie zaczęły was omijać kontuzje.

- Z Veszprem zagraliśmy praktycznie w pełnym składzie. Wiadomo, że Marcin Lijewski był po jednym czy dwóch treningach i do swojej najwyższej formy dopiero dojdzie. Pozostali byli w pełni sił. Pozostaje mieć nadzieję, że do końca sezonu urazy będą nas już omijać szerokim łukiem, bo mieliśmy ich naprawdę dużo. Życzę tego i sobie, i kolegom.

Wyniki zawsze są efektem pracy całego zespołu. Trudno uciec jednak od wrażenia, że dla was kluczowe znaczenie miał powrót do zdrowia i pełni formy Mariusza Jurkiewicza.

- Wiadomo, jakim ważnym jest on dla nas zawodnikiem. Mariusz pełni istotną rolę i w obronie, i w kontrze, i w ataku pozycyjnym. To zawodnik kompletny, bardzo dobry, który przez wiele lat grał w lidze hiszpańskich i ma za sobą także występy w turnieju Final Four. Jego doświadczenie bardzo nam pomaga.

Niedzielny mecz pokazał, że Veszprem nie trzeba się bać. Rewanż już za kilka dni.

- Dokładnie. Bać się ich nie trzeba. Wiadomo, że na wyjeździe o pokonanie rywali będzie ciężko, wygraliśmy jednak u siebie i przed rewanżem nie stoimy na straconej pozycji. Niedzielne spotkanie dokładnie przeanalizujemy pod kątem błędów, jakie popełniliśmy i tego, co należy w naszej grze poprawić. Jedziemy na Węgry walczyć.
Po niedzielnym meczu z Veszprem Nafciarze mieli powody do radości Po niedzielnym meczu z Veszprem Nafciarze mieli powody do radości
Po drodze czeka was ligowy mecz z KPR-em Legionowo. Po grze o ćwierćfinał Ligi Mistrzów z pewnością ciężko przestawić się na rywalizację z ostatnim zespołem tabeli.

- Wiadomo, że w polskiej lidze też musimy rywalizować. Takie nasze życie. Na szczęście ten wyjazd jest krótki, do Legionowa mamy sto kilometrów i nie wydaje mi się, aby podróż była dużym problemem.

W pierwszy weekend kwietnia czeka cię wyprawa na kadrę do Lublina. Po przeciętnych mistrzostwach Europy czujesz, że masz sobie i kibicom coś do udowodnienia?

- Styczniowy turniej był w moim wykonaniu przeciętny. Przed dwa ostatnie lata grałem na niezłym poziomie, a ostatnio nastąpił dołek, z którego teraz powoli wychodzę. To, że jest się dobrym zawodnikiem, trzeba udowadniać w każdym kolejnym meczu. Może nie komuś trzeciemu, ale przede wszystkim samemu sobie.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×