Wyróżnienie zamieniłbym na medal drużyny - rozmowa z Krzysztofem Lijewskim
Krzysztof Lijewski został wybrany do Drużyny Gwiazd Mistrzostw Europy 2014. "Lijek" przyznaje, że zamieniłby to wyróżnienie na sukces reprezentacji, bo gra dla drużyny, a nie indywidualnych wyników.
Maciej Kmiecik: Wróciłeś z Mistrzostw Europy i rozmawiamy przy okazji Twojego krótkiego odpoczynku w rodzinnym Ostrowie Wielkopolskim. Dotarło do Ciebie już to, że zostałeś wybrany do Drużyny Gwiazd Mistrzostw Europy? O wyróżnieniu dowiedziałeś się pewnie już po przyjeździe z Danii?
Krzysztof Lijewski: Dowiedziałem się o tym w niedzielę od znajomych, którzy zaczęli do mnie dzwonić jeden po drugim. Byłem zaskoczony, bo w ogóle o tym nie wiedziałem. Każdy mi gratulował tego wyróżnienia. Później dopiero w internecie sprawdziłem, że nie kłamali (śmiech). Na pewno jest to bardzo miłe uczucie. Fajna sprawa, bo jakby nie patrzeć turniej w sumie dla nas był dobry. Zajęliśmy szóste miejsce, a na dodatek ja otrzymałem indywidualne wyróżnienie. Jest to na pewno pozytywny bodziec, by jeszcze się rozwijać.
Osłodziło Ci to wyróżnienie gorycz porażki w meczu o 5. miejsce w Mistrzostwach Europy?
- Zawsze przekładałem swoje indywidualne wyróżnienia i nagrody na sukces drużyny. Wolałbym zamienić te wszystkie nagrody indywidualne na osiągnięcie drużynowe.
Czyli co, lepiej byłoby zdobyć na przykład brązowy medal z drużyną niż znaleźć się w Drużynie Gwiazd?
- Zdecydowanie tak. Sukces drużyny jest ponad wszystko.
Przyznaj, co czujesz kiedy patrzysz na Drużynę Gwiazd Mistrzostw Europy, gdzie nazwisko Lijewski pojawia się obok takich sław jak Duvnjak, Landin czy Abalo? - Do mnie to jeszcze nie dociera i za bardzo nie chce mi się w to wierzyć. Nigdy wcześniej nie miałem przyjemności bycia tak wyróżnionym przez władze EHF. Podejrzewam za kilkanaście godzin lub za kilka dni zdam sobie z tego sprawę. Na pewno znalezienie się w tak zacnym gronie znakomitych zawodników jest miłym uczuciem.Traktujesz to jako kontynuację tego, co dokonał Twój starszy brat Marcin, który dwukrotnie był wybierany do Drużyny Gwiazd w Mistrzostwach Świata w 2007 i 2009 roku?
- Ojciec śmiał się w niedzielę, że starszy syn Marcin był wybierany do najlepszych siódemek podczas Mistrzostw Świata, a młodszy trafił do Drużyny Gwiazd Mistrzostw Europy. Zostały jeszcze tylko Igrzyska Olimpijskie, żeby kiedyś tam powalczyć o najwyższe cele i poprawić wynik z Pekinu.
Po zakończeniu reprezentacyjnej kariery przez Twojego brata Marcina czujesz większą odpowiedzialność za prawe rozegranie naszej kadry?
- Z jednej strony na pewno, bo wiedzieliśmy, że czas Marcina w kadrze się kończy. Zdawał sobie sam sprawę, że fizycznie coraz ciężej jest mu znosić trudy meczów. I tak wytrzymał w kadrze przez wiele lat. Mój brat dużo zrobił dla tej reprezentacji. Naturalną koleją rzeczy jest to, że starsi zawodnicy odchodzą z kadry, a młodsi ich zastępują. W moim przypadku akurat tak się złożyło, że na prawym rozegraniu zastąpiłem starszego brata. Staram się jak najlepiej mogę, by Marcin miał godnego następcę. Poświęcam się jak tylko mogę dla zespołu.- Nie patrzę na statystyki i indywidualne osiągnięcia. Zawsze przekładałem dobro drużyny ponad swoje statystyki. Tak byłem kształtowany od pierwszych kroków w piłce ręcznej i tego będę się trzymał do końca kariery. Zawsze dobro drużyny było, jest i będzie dla mnie najważniejsze.
To porozmawiajmy właśnie o drużynie, która zajęła szóste miejsce. Przed Mistrzostwami Europy wzięlibyście je w ciemno?
-Przed turniejem na pewno. Byłoby to miejsce, które by nas satysfakcjonowało. Po tym jednak, co się działo w trakcie mistrzostw, pozostał na pewno niedosyt. Żadnego meczu nie przegraliśmy w sposób wyraźny. Nie skompromitowaliśmy się w ani jednym meczu. W każdym podjęliśmy walkę z rywalem. Z późniejszym mistrzem Europy Francją przegraliśmy w ostatnich sekundach jedną bramką. Z Serbią też w końcówce nie udało się doprowadzić do remisu. Walkę o półfinał z Chorwacją też przegraliśmy minimalnie. To wszystko pokazuje, że nie jesteśmy tacy słabi. Szóste miejsce na Mistrzostwach Europy za takimi potęgami jak Francja, Dania, Hiszpania, Chorwacja i ta nieszczęsna dla nas Islandia, nie jest złe. To wszystko pokazuje, że piłka ręczna w Polsce jeszcze nie umarła.