Karol Klimczak: Nigdy nie straciliśmy nadziei na mistrzostwo

- Nie było momentu, w którym straciliśmy nadzieję na mistrzostwo - mówi Wirtualnej Polsce prezes Lecha Poznań Karol Klimczak, ale przyznaje, że zespół miał w sezonie wiele problemów.

 Redakcja
Redakcja

Przed "Kolejorzem" teraz walka o europejskie puchary. Kolejna kompromitacja nie może się już powtórzyć. Zapraszamy na rozmowę z szefem mistrzów Polski.

Utarliście nosa Legii Warszawa?

Karol Klimczak: Osobiście tak do tego nie podchodzę, choć być może niektórzy tak uznali, bo jeszcze przed sezonem wiele osób z założenia przyznało mistrza Legii. Ona też w pewnym sensie również go sobie przyznała.

Lech i Legia to w tej chwili dwie najsilniejsze drużyny, lokomotywy klubowej piłki. Jest między nami rywalizacja i to jest dobre. Oba kluby, i nie mówię tu tylko o samych zespołach, są zdeterminowane żeby wygrywać. A już na pewno każdy lubi stawać w szranki ze sobą.

Był taki moment, w którym straciliście nadzieję na tytuł?

- Nie było takiego momentu, ale na pewno było dużo emocji. Jesienią mieliśmy dużo problemów - zmieniliśmy trenera i trafiały nam się mecze, w których za łatwo gubiliśmy punkty. Frustrowały nas te bramki tracone w kuriozalnych sytuacjach. Kiedy dochodziła 89 minuta i rywal miał stały fragment gry, zaczynaliśmy się zastanawiać, czy znów stracimy bramkę. Dlatego zależało nam na tym, żeby w pierwszej kolejności poprawić grę obronną, dyscyplinę pod własną bramką, bo to pozwoliło nam się odbudować.

Pewnie ktoś powie, że mogliśmy poczuć szansę na mistrzostwo po wygranym meczu z Legią w fazie finałowej. Ktoś inny, że po wygranej w marcu w Poznaniu. Dla mnie bardzo ważne momenty to wygrana w rewanżu z Błękitnymi i reakcja szatni po porażce w finale Pucharu Polski. Nie było tam żadnej nerwowości, rozpaczy. Raczej przeświadczenie, że przegraliśmy, chociaż powinniśmy wygrać. Dobre było wtedy dla nas to, że już tydzień później graliśmy z Legią w lidze. W drużynie najczęściej było słychać: "szkoda, że ten mecz nie jest jutro".
Słowa prezesa Bogusława Leśnodorskiego po finale Pucharu Polski dodatkowo was zmotywowały? Powiedział, że odkąd jest w Legii, to Lech nic nie wygrał. Pan mówił wtedy, że chce wkurzonej szatni. Nie ma chyba lepszego sposobu, żeby to osiągnąć, niż taka wypowiedź prezesa rywala. Powiesiliście na ścianach plakaty z tym cytatem?

- Klub, szatnia musi żyć własnym życiem, swoim rytmem i, na przykład, dla piłkarzy było ważne, żeby po pierwszym meczu z Błękitnymi udowodnić sobie, że jesteśmy zwyczajnie lepsi. W rewanżu jeszcze straciliśmy pierwsi bramkę i to okazało się dla nas dobre. Zespół musiał dojrzeć i zacząć wierzyć, że jest w stanie poradzić sobie nawet w takich mega trudnych okolicznościach. Gra z dużą determinacją i wiarą w sukces pozwala wiele osiągnąć.

- A jeśli chodzi o wypowiedź Bogusława Leśnodorskiego, to on zasadniczo przytoczył fakty. Odkąd jest w Legii, ta zdobyła dwa mistrzostwa Polski, a Lech wówczas jeszcze nic.

Mariusz Rumak dostał o jedną szansę za dużo?

- Ex post łatwo podejmować i jeszcze łatwiej oceniać decyzje. Być może zmiana trenera byłaby lepsza już po porażce z Żalgirisem, ale teraz nie ma sensu tego roztrząsać. Wiem natomiast, że Mariusz Rumak jest bardzo dobrym trenerem i jego pracę było w Lechu widać. Potem w Zawiszy. Powiedzieliśmy mu jednak zresztą, że być może potrzebuje trochę więcej zwycięstw, trochę porażek, trochę siwizny, zdobędzie doświadczenie, którego na skróty zdobyć nie można. Dobrze nam się współpracowało, ale pewna formuła się wyczerpała.

Jakie jest teraz nastawienie Lecha? Liga Mistrzów albo śmierć, czy wystarczy wam faza grupowa Ligi Europy? Planujecie w budżecie awans do fazy grupowej?

- Nie, takich założeń w budżecie nie robimy, bo to trochę jak gra w ruletkę. Albo się uda, albo nie. Już to przerabialiśmy i nie przyniosło to efektów.

- Zimą zdecydowaliśmy się na konkretny plan, podjęliśmy ryzyko, uruchomiliśmy środki na transfery. Podobnie zresztą robimy i teraz, ale w budżecie nie planujemy fazy grupowej. Planujemy za to sprzedaż zawodnika, bo to jest nasza praca, którą jesteśmy w stanie przewidzieć. I pewien cykl - szkolimy chłopaków, promujemy, wchodzą do reprezentacji i jednego co roku sprzedajemy.

To w Lechu konieczność?

- Tak skonstruowany jest budżet, że dla funkcjonowania klubu konieczna jest sprzedaż jednego zawodnika. Alternatywą dla tego rozwiązania są tylko europejskie puchary na etapie fazy grupowej, ale tego nie jesteśmy w stanie sobie zagwarantować na poziomie planu. To samo zresztą robi Sevilla, która wygrywa Ligę Europy, a potem sprzedaje swoich najlepszych zawodników gigantom.

Karol Linetty wyjedzie latem?

- Niekoniecznie. Na razie to jest kwestia zapytań i ogólnego zainteresowania. Konkretnych ofert na stole nie ma.

Lech może sobie pozwolić na to, by nie sprzedawać piłkarza za 3-4 mln euro? Robert Lewandowski, Artjoms Rudnevs, Aleksandar Tonew, Łukasz Teodorczyk – w zasadzie co roku oddawaliście zawodnika za takie pieniądze.

- Jeśli awansujemy do fazy grupowej nawet Ligi Europy, to nie będziemy musieli nikogo sprzedawać. Kolejorz ma dzięki tym transferom markę. W tej chwili Lech jest taką firmą, że kupujący ma przeświadczenie, że nie bierze kota w worku. Jeśli ktoś u nas grał, to znaczy że jest wartościowy i da sobie radę w innym klubie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×