Niepojęta naiwność Wisły Kraków
Nie ma wiosną w T-Mobile Ekstraklasie drugiego zespołu, który tak często wypuszczałby z rąk zwycięstwo, co Wisła Kraków. W 2015 roku krakowianie stracili prowadzenie w aż siedmiu spotkaniach.
W tym ostatnim meczu Wisła prowadziła 1:0 jeszcze do 87. minuty, a białostoczanie pozostawali bez strzału w światło bramki Białej Gwiazdy, ale wtedy centrę Niki Dzalamidze na gola zamienił Patryk Tuszyński, a po chwili przewrotką zwycięstwo Jadze zapewnił Jan Pawłowski. Po końcowym gwizdku trener Moskal nie potrafił znaleźć słów, by opisać to, co spotkało jego zespół.
- Nawet nie ma co komentować po takim meczu. Jesteśmy tacy naiwni, że przez 85 minut gramy dobre spotkanie, Jagiellonia nie stwarza sobie żadnej klarownej okazji, a później przychodzi kluczowy moment. Ten mecz rozstrzygnął się dla mnie w sposób absolutnie niepojęty. Co bym nie powiedział, to nie będę w stanie wyrazić swojego rozgoryczenia i rozczarowania. Nie po raz pierwszy tracimy komplet punktów w takich okolicznościach - mówił opiekun Wisły.
Gdyby Biała Gwiazda utrzymała do końca prowadzenie tylko w meczach, w których straciła je w doliczonym czasie gry, czyli z Legią, Pogonią i pierwszym z Jagiellonią, dziś miałaby na koncie o sześć "oczek" więcej i wespół z Lechem Poznań byłaby wiceliderem T-ME.