Przeszliśmy trudną i dramatyczną drogę - rozmowa z Jackiem Kruszewskim, prezesem Wisły Płock

Po 8 latach Wisła Płock ma szansę na powrót do ekstraklasy. Czy klub jest na to gotowy? Jak wygląda sytuacja finansowa? O tych i innych ważnych kwestiach rozmawialiśmy z prezesem Jackiem Kruszewskim.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński

Szymon Mierzyński: Czy przed sezonem ktokolwiek w klubie spodziewał się, że możecie się włączyć do walki o awans? Nie byliście raczej wymieniani w gronie faworytów.

Jacek Kruszewski: Oczywiście, że się spodziewaliśmy, bo wierzymy w ten zespół, jego pracę oraz szkoleniowców i oni o tym doskonale wiedzieli, ale to nie był bezwzględny cel. Przede wszystkim zależało nam na kolejnym kroku do przodu, postępie i tak jest w dalszym ciągu. Nie krzyczymy, tak jak niektóre kluby: "ekstraklasa, albo śmierć", bo pamiętamy jak trudną i dramatyczną drogę przeszliśmy w krótkim czasie. Na początku naszej pracy, po koszmarnej degradacji do II ligi i odejściu takich piłkarzy jak m. in. Krzysztof Kamiński, Kamil Biliński, Ricardinho, Eivinas Zagurskas, Piotr Petasz, Boris Pesković, Ariel Jakubowski, czy Szymon Matuszek, też niewielu liczyło na nasz szybki powrót do I ligi. W zeszłym roku nikt nie stawiał na to, że będziemy najlepszym beniaminkiem zaplecza ekstraklasy, teraz również nie byliśmy faworytem. Nie przeszkadza nam to, wręcz przeciwnie.

Apetyty rosną chyba z każdą kolejką, bo wykrystalizowała się zaledwie trójka drużyn, które biją się o awans, w dodatku Termalica-Bruk Bet Nieciecza, która po jesieni była wyraźnym liderem, zaczęła gubić punkty. Jak pan widzi Wisłę na tle tych dwóch drużyn?

- Apetyt mamy umiarkowany, staramy się "trzymać dietę" (śmiech). Nie popadamy w żaden hurraoptymizm. Wiemy, że wojna trwa, przed nami jeszcze wiele trudnych bitew i niezwykle silni sportowo i organizacyjnie konkurenci. Zagłębie to klub z trochę innej, zupełnie nie I-ligowej bajki, z kosmicznym budżetem, pięknym stadionem, doświadczoną kadrą zawodniczą. Za Termaliką również przemawia stabilizacja i duże możliwości finansowe. Mimo to nie pękamy przed żadnym rywalem. Wygraliśmy w Lubinie, zwyciężyliśmy w Niecieczy, nie mamy najmniejszych kompleksów. Jednak my jesteśmy klubem po przejściach, kilka lat temu skończyło się u nas eldorado, straciliśmy wieloletniego sponsora, spadliśmy ze szczytów prawie na dno II ligi, a o Wiśle jeśli się mówiło, to źle. Dlatego staramy się z rozsądkiem podchodzić do tego, co dziś dzieje się z Wisłą oraz wokół niej i po prostu systematycznie robić swoje.

Czy Wisła sportowo jest gotowa na awans i czy obecny skład gwarantowałby utrzymanie w ekstraklasie?

- Jeśli na koniec sezonu okażemy się lepsi od szesnastu I-ligowych ekip, to będzie znaczyło, że sportowo zasłużyliśmy na ekstraklasę. Natomiast zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że czym innym jest awans do I ligi i granie w niej zespołem II-ligowym, nawet z sukcesami, a czym innym operowanie na piłkarskich salonach. Mamy wielu dobrych piłkarzy, ale jak mówi nasz trener, "wiślacka cytryna została już dwa, a może nawet więcej razy wyciśnięta". Wyciskamy ją dalej, choć nadchodzi czas na uzupełnienie asortymentu, czyli solidne wzmocnienia. Będą one w przypadku awansu niezbędne.

Kilku zawodników, w tym kluczowi, ma umowy tylko do końca czerwca. Czy oni czekają na ostateczne rozstrzygnięcia w I lidze? Na jakim etapie są rozmowy? Czy ktoś już jest zdecydowany na podpisanie nowego kontraktu?

- Każdy w zasadzie zawodnik, któremu kończy się kontrakt otrzymał od nas propozycję nowej umowy i to niezależnie od tego w jakiej lidze będziemy grali za kilka miesięcy. Ostatnio np. porozumieliśmy się z Marcinem Krzywickim. Doceniamy ogromną pracę wykonaną przez piłkarzy i chcemy, by byli z nami dalej, cokolwiek się wydarzy. Nowych umów nie podpisali na dziś Fabian Hiszpański i Krzysztof Janus, którzy wyraźnie czekają na rozwój wypadków. Wierzę jednak, że pozostaną z nami, bo gdzie im będzie tak dobrze jak w Wiśle? (śmiech)

Kiedyś Wisła Płock miała niezbyt przyjemną łatkę klubu, w którym niektórzy zawodnicy obniżali swój poziom sportowy. Paradoksalnie teraz, kiedy nie jesteście finansowym mocarzem, stało się to nieaktualne i budzicie pozytywne skojarzenia. Gdzie tkwi zatem recepta na sukces?

- Choć nie można zapominać, że z Płocka w wielki świat poszli Sławomir Peszko, Ireneusz Jeleń i Adrian Mierzejewski, a wcześniej choćby Adam Majewski, Bogusław Pachelski, czy Tadeusz Świątek, to faktycznie opinie o naszym klubie były fatalne. Mam na ten temat wyrobione zdanie, ale nie chcę oceniać swoich poprzedników. Jaka jest recepta na to, że dziś już można powiedzieć: "chcesz sobie przypomnieć jak grać w piłkę - idź do Wisły"? Nie mamy wielkich pieniędzy, ale mamy szacunek do swoich ludzi. Darzymy ich zaufaniem, dbamy o to, żeby w klubie było im dobrze, interesujemy się nimi i zawsze - 24 godziny na dobę - mamy dla nich czas. To nie przypadek, że jesteśmy - mówię o całym zarządzie, bo bezsprzecznie na podkreślenie zasługuje znakomita praca wiceprezesa Grzegorza Kępińskiego - na wszystkich meczach, nieważne jakiej rangi, łącznie ze sparingami i spotkaniami rezerw. Niedawno zakończyła się ostatnia z kilkunastu spraw sądowych z lat ubiegłych, założonych przez byłych zawodników Wisły. Obecne władze klubu również rozstają się z piłkarzami, ale w każdym przypadku jak ludzie - dziękując i podając sobie ręce. Czyli można. Myślę, że piłkarze w większości to doceniają, choć zdarzało się, ale przyznam, że rzadko stosować także kary. No i sprawa bezwzględnie kluczowa - właściwy trener i jego sztab - generał, który wie jak dotrzeć do swoich żołnierzy - kiedy ich zrugać, a kiedy pochwalić. Takiego przywódcę udało nam się znaleźć, daliśmy mu narzędzia na miarę możliwości i na dziś główna siła płockiej Wisły tkwi właśnie w kolektywie, jedności i zrozumieniu.

Wisła Płock pokonała Sandecję Nowy Sącz. "Daliśmy prezent na poziomie trampkarskim"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×