Błękitni zamknęli długi i wspaniały rozdział. "Drugiej takiej szansy chyba nie będzie"

Nadspodziewanie długa przygoda Błękitnych z Pucharem Polski dobiegła wreszcie końca. - Drugiej takiej szansy chyba już nie będzie - przyznał obrońca II-ligowca, Ariel Wawszczyk.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
- Mieliśmy okazję pokazać się całej Polsce, wszyscy o nas mówili. Maksymalnie wykorzystaliśmy swoje pięć minut i myślę, że możemy to zakończyć z podniesioną głową - powiedział Ariel Wawszczyk.23-latek jest związany z klubem ze Stargardu Szczecińskiego od najmłodszych lat. Czy kiedykolwiek widział na meczu tak wielu kibiców (w Poznaniu było ich ponad 18 tys., z czego 2,5 tys. to sympatycy gości)? - Nigdy dotąd nie było mi dane zagrać przy tak licznej publiczności. Będzie co wspominać - przyznał.
Awans Błękitnych do finału był blisko. Czy podopieczni Krzysztofa Kapuścińskiego mają do siebie pretensje o cokolwiek? - Przygotowania były bardzo profesjonale i zrobiliśmy absolutnie wszystko co w naszej mocy. Myślę, że nie możemy sobie nic zarzucać. Losy meczu potoczyły się tak, że dostaliśmy czerwoną kartkę, która pokrzyżowała nam plany i w dużym stopniu ustawiła przebieg gry. Potem próbowaliśmy jak najdłużej utrzymywać wynik, który dawał nam awans - zanalizował Wawszczyk. Czy stosunkowo wyrównany dwumecz to dowód na to, że różnica między futbolem profesjonalnym a amatorskim nie jest tak wielka jak mogłoby się pozornie wydawać? - Czasem ambicją i wolą walki można zniwelować różnice w wyszkoleniu technicznym lub taktyce. To było widać zwłaszcza w pierwszym spotkaniu z Lechem. W drugim poznaniacy byli bardzo zmobilizowani, wspięli się na wyżyny i zasłużenie zwyciężyli. Mimo to uważam, że w przekroju dwumeczu wypadliśmy nieźle - zwłaszcza jak na II-ligowca - ocenił.

Jakie były myśli zawodników Błękitnych wraz z następnymi rundami? Wierzyli w ostateczny sukces, czy jednak zakładali, że prędzej czy później musi nadejść koniec pięknego snu, bo to co osiągali było w jakimś stopniu irracjonalne? - Przed Pucharem Polski znana była cała drabinka. Ja patrzyłem wtedy optymistycznie. Założyłem, że dojdziemy do półfinału i po twardym boju odpadniemy z Lechem. Niestety wykrakałem - śmieje się Wawszczyk.

- Na początku graliśmy z nastawieniem takim, by się po prostu pokazać. Potem jednak wyczuliśmy, że możemy osiągnąć coś więcej i mobilizacja była już stuprocentowa. Trochę nawet odpuściliśmy ligę. Nie straciliśmy wiary także przed rewanżem w Poznaniu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to przeciwnik musi, a my wciąż możemy. Czas miał działać na naszą korzyść. Niestety dostaliśmy tę nieszczęsną czerwoną kartkę i znaleźliśmy się pod ogromną presją, a Lech potrafi wykorzystać każdy, nawet najmniejszy błąd. Posiadanie piłki, dośrodkowania, strzały - w każdej z tych statystyk gospodarze mieli miażdżącą przewagę. Cóż nam teraz pozostaje... Rozruch, sobotni trening i 500 km w podróży na mecz ligowy do Legionowa. Wracamy do codzienności - zakończył.

Maciej Skorża: Skomplikowaliśmy sobie życie i przy 0:1 cały Poznań wstrzymał oddech

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×