Mili gratuluję umiejętności aktorskich - rozmowa z Antonim Piechniczkiem

- To nie było uderzenie, to było muśnięcie. Coś w rodzaju "stary, przyhamuj" - tak były selekcjoner naszej kadry mówi o starciu Irlandczyka McCarthy'ego z pomocnikiem Lechii Gdańsk. I chwali arbitra.

Michał Fabian
Michał Fabian

Pełnia szczęścia była blisko. Podopieczni Adama Nawałki długo prowadzili na Aviva Stadium w Dublinie. Jednak w doliczonym czasie gry - za sprawą Shane'a Longa - Irlandczycy wyrównali.

O spotkaniu o punkty eliminacji ME 2016 rozmawiamy z Antonim Piechniczkiem, byłym selekcjonerem naszej reprezentacji.
Michał Fabian: Powinniśmy się cieszyć z punktu, czy smucić się, że straciliśmy dwa?

Antoni Piechniczek: Taka jest piłka. Mogliśmy się cieszyć przez niespełna 91 minut, a potem przyszedł remis. Mimo wszystko przyjąłbym ten punkt z całym dobrodziejstwem inwentarza. Podjęliśmy z Irlandczykami walkę wręcz, nie pozostawaliśmy dłużni przy wyskokach, wślizgach, faulach. Pierwsza połowa była zdecydowanie lepsza po naszej stronie, ale druga - po stronie irlandzkiej. Za to, co nasi rywale grali po przerwie, absolutnie na ten remis zasłużyli.

Można tylko żałować, że nie udało się - przy stanie 1:0 - dobić rywala. Ba, nie było ku temu okazji.

- Nie ukrywam, że mając takie atuty w grze ofensywnej, oczekiwałem, że będziemy potrafili przeprowadzić ze dwa-trzy szybkie kontrataki, wytworzyć sytuację strzelecka i zdobyć druga bramkę, która załatwiałaby mecz definitywnie. Skoro dwóch takich napastników jak Milik i Lewandowski nie oddaje w ciągu całego meczu celnego strzału na bramkę, to coś w tym jest. Trochę tego brakowało, a przecież wszyscy - my, jako kibice, polscy piłkarze, a nawet nasi przeciwnicy - mieliśmy przeświadczenie, że od strony czysto piłkarskiej jesteśmy lepsi. Niestety nie potrafiliśmy wykorzystać tych atutów do końca.

Zaniepokoił pana fakt, że Irlandia, która nie jest przecież jakąś wybitną drużyną w grze ofensywnej, tak mocno nas zepchnęła, dążąc do wyrównania?

- Dodałbym jedną sprawę, która uciekła większości obserwatorów. Często odwołujemy się do przeszłości. Nie pamiętam, żeby nasza drużyna w eliminacjach ME czy MŚ miała bardzo dobry mecz w marcu, po dłuższej przerwie. Między spotkaniem ze Szwajcarią a tym granym w Irlandii minęło 4,5 miesiąca. To też należy brać pod uwagę. Taki styl gry Polaków był do przewidzenia. My nie jesteśmy takim zespołem, który potrafi spotkać się raz na pół roku, przebrać się w oficjalne stroje i zagrać wielki mecz. Takiej drużyny jeszcze niestety nie mamy.

Polscy piłkarze mają pretensje do sędziego o dwie sytuacje. Chodzi o atak na Fabiańskiego, po którym Irlandczycy mieli rzut rożny, a także o starcie McCarthy kontra Mila. Zgodzi się pan z nimi?

- Po dośrodkowaniu Irlandczyków, które doprowadziło do rzutu rożnego, sędzia faktycznie mógł odgwizdać rzut wolny. Nie byłoby rogu, nie byłoby bramki. Takie decyzje też się jednak podejmuje. A co do Mili... Mogę mu pogratulować artystycznych lub aktorskich umiejętności. To nie było uderzenie, to było muśnięcie. Coś w rodzaju "stary, przyhamuj". Gest ostrzegawczy. Jak sędzia chciał dać kartki, to mógł dać Mili za "symulkę", a Irlandczykowi za pchnięcie. Bo to było pchnięcie, nie uderzenie.

Jak pan oceni pracę sędziego Jonasa Erikssona?

- Miał trudny mecz do prowadzenia. Było wiele fauli z jednej i drugiej strony. Naszym piłkarzom też mógł dać wcześniej kartki. Dwójka stoperów gra na pograniczu czystej gry. Jak ja grałem w piłkę, to przy takich faulach, jak robili Glik i Szukała, mówiło się: "obrońca w Boga nie wierzy". Nie oczekujmy więc, że skoro sędzia ich nie wyrzucił, to będzie dawał czerwone kartki Irlandczykom. Powiem inaczej - gdyby to było spotkanie w Warszawie, to byśmy powiedzieli, że trochę sprzyjał przeciwnikowi. Ale jak na mecz na wyjeździe, to chciałbym mieć zawsze takiego sędziego. Gwizdał obiektywnie na 80%, a te 20% kładę na karb tego, że nie zdążył, niedowidział. Nie była to jego złośliwość. Ten sędzia jest człowiekiem bogatym, milionerem. Prowadzi mecze po to, by mieć satysfakcję i być jak najlepiej ocenionym, a nie dla korzyści w stylu: "a nuż mnie znowu zaproszą, inaczej potraktują". Proszę także zwrócić uwagę, że dotychczas Eriksson był pechowy dla reprezentacji Polski, a teraz "przełamał" passę. Po pierwsze nie przegraliśmy. Po drugie - strzeliliśmy w końcu bramkę.

Wystraszył się pan, gdy zobaczył wykrzywione kolano Kamila Glika?

- O tak, bardzo. Pomyślałem: "o Jezus Maria, co to się stało?". Widocznie Glik jest bardzo sprawnym, dobrze przygotowanym atletycznie i siłowo zawodnikiem, że wyszedł z tego obronną ręką. Musi mieć mocne mięśnie i ścięgna. Choć jeszcze trzeba poczekać, jak to wszystko "ostygnie", jak Kamil wypocznie. Przekonamy się wtedy, czy to był chwilowy uraz, czy coś poważniejszego.

Trener Nawałka udowodnił, że ma szczęśliwą rękę. Postawił na Peszkę i Fabiańskiego. Obaj nie zawiedli, byli czołowymi aktorami meczu w Dublinie.

- Trzeba oddać Adamowi wielkość, że dał im szansę. Największymi wygranymi są jednak ci dwaj zawodnicy. Oni zdawali sobie sprawę, że to być może dla nich jedyna szansa. Zwłaszcza chodzi mi o Fabiańskiego, który miał długą przerwę (w meczach o stawkę w kadrze - przyp. red.). Grał bezbłędnie, wprowadzał dużo spokoju swoimi interwencjami, pewnie łapał dośrodkowania. Miał także odrobinę szczęścia, przy tej piłce, która go lobowała. Ale szczęście to atrybut dobrych bramkarzy. Natomiast Peszko się pozbierał, wyszedł z tego marazmu, z tych zarzutów o pobicie taksówkarza... Strzelił piękną bramkę. Takich akcji później brakowało. Raz się udało, więc trzeba to było powtórzyć. A zaatakowaliśmy dopiero przy stanie 1:1.

Wygrywając w Dublinie, mielibyśmy - jak mówił Kamil Glik - otwartą autostradę na mistrzostwa do Francji. Zdobyliśmy punkt. Patrząc na tabelę, w której nadal przewodzimy, chyba nie jest źle?

- Nie jest, ale chciałbym zwrócić uwagę, że zarówno Szkocja, jak i Niemcy mają od nas o punkt mniej, a my jedziemy do jednych i do drugich. Jak przegramy w Niemczech i w Szkocji, to sprawa się skomplikuje. Do zdobycia jest 15 punktów. Załóżmy, że my wywalczymy 9, to mamy 20. Niemcy? Przyjmijmy, że wygrają wszystko, czyli zakończą eliminacje z 25 punktami. A Szkoci, jeśli przegrają tylko z Niemcami, to będą mieć 22 punkty. Wtedy bylibyśmy na trzecim miejscu i musieli grać baraże. Wolałbym jednak o nich nie mówić. Wierzę, że nasza drużyna zajmie pierwszą albo drugą pozycję i wywalczy bezpośredni awans.

Stefan Białas dla SportoweFakty.pl: Całkowicie straciliśmy kontrolę nad meczem

OGLĄDAJ MECZE REPREZENTACJI W PILOCIE WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×