Było mi żal Lewandowskiego - rozmowa z Andrzejem Juskowiakiem

Nie milkną echa pogromu, jaki Bayernowi Monachium zafundował VfL Wolfsburg. Andrzej Juskowiak, niegdyś zawodnik "Wilków", jest pod wrażeniem gry zespołu Dietera Heckinga.

Michał Fabian
Michał Fabian

Runda rewanżowa w Bundeslidze rozpoczęła się od mocnego uderzenia. Wicelider VfL Wolfsburg rozbił drużynę Roberta Lewandowskiego aż 4:1. Dawno nie widzieliśmy tak bezradnego Bayernu.

Pełen uznania dla swojego byłego zespołu jest Andrzej Juskowiak (grał w Wolfsburgu w latach 1998-2002). 39-krotny reprezentant Polski rozmawia z naszym serwisem o pogromie na Volskwagen Arena.
Michał Fabian: W Niemczech, w pomeczowych relacjach i komentarzach, przewija się głównie słowo "szok".

Andrzej Juskowiak: Jakby ktoś nie wiedział, w których koszulkach występuje Bayern, to raczej wskazałby na te zielono-białe. Wolfsburg zagrał tak jak Bayern jesienią. Zdecydowanie, agresywnie w odbiorze, z rozmachem, na dużej szybkości. Rewelacyjnie się oglądało ten mecz z mojej perspektywy, jako byłego zawodnika Wolfsburga, któremu kibicuję.

Nie tyle samo zwycięstwo "Wilków" - w końcu wicelidera Bundesligi - robi wrażenie, co jego rozmiary i styl.

- Różnie to się mogło układać, pierwszy mecz po przerwie zimowej to niewiadoma. Do tego w Wolfsburgu mocno przeżyli śmiertelny wypadek Juniora Malandy. Na boisku byli jednak bardzo zdecydowani, skoncentrowani na tym, co robili. Potrafili narzucić swój styl gry. Żeby tak Bayern zdusić, stłamsić - to jest wielka sztuka. Gości zaskoczyła nie tylko szybko stracona bramka, ale chyba przede wszystkim to, że Wolfsburg zagrał na nich tak ofensywnie. Guardiola chyba tego nie zakładał.

Przewaga Bayernu nad Wolfsburgiem się zmniejszyła, ale nadal jest bardzo duża, wynosi osiem punktów. Jak pana zdaniem zareagują na ten wynik w Monachium?

- Sytuacja w tabeli nadal jest komfortowa dla Bayernu. Chodzi jednak o to, jak Bayern zaprezentował się w Wolfsburgu. W wielu miejscach na boisku mieli duże problemy, a Wolfsburg to skrzętnie wykorzystał. Ludzie zarządzający Bayernem - jak Rummenigge czy Sammer - już przemówili do zawodników. To był dla nich zimny prysznic, wypadek przy pracy. Może byli zbyt pewni siebie, dlatego ich Wolfsburg pokarał. Obnażył wszystko.

Imponujące były zwłaszcza kontry gospodarzy. Robili z obrońcami Bayernu, co chcieli.

- To mnie akurat nie dziwi. Byłem jesienią na meczu Wolfsburga z Hamburgiem. Kevin De Bruyne na żywo robi jeszcze większe wrażenie niż w telewizji. Ta łatwość jego odejścia na kilku-kilkunastu metrach... A jak już się rozpędzi, to rywale mają problemy, żeby go zaatakować. Pojedynek biegowy z Dante (poprzedzający bramkę na 4:1 dla VfL - przyp. red.) wyglądał komicznie, Brazylijczyk nie mógł zatrzymać Belga. Ten zaś przełożył sobie piłkę na lewą nogę i bardzo dobrze uderzył.

Aż się wierzyć nie chce, że Bayern stracił w piątek tyle bramek co w całej rundzie jesiennej. W takiej sytuacji Manuela Neuera dawno nie widzieliśmy.

- To fakt, ale zwróćmy uwagę, że przy żadnej z bramek nie miał szans. Przy pierwszej Dost idealnie przymierzył, kontrująco - tam, skąd przyszła piłka. Przy drugiej trochę mu zeszła, ale za to w samo okienko. Neuer nie miał nic do powiedzenia. Pocieszając kibiców Bayernu, lepiej stracić w jednym meczu tyle bramek, a później już nie.

W pomeczowych relacjach i komentarzach dziennikarze z Niemiec byli bezlitośni dla Roberta Lewandowskiego. Krytyczne uwagi, niskie noty... Pan też oceniłby go tak surowo?

- Nie do końca się z tym zgodzę. Trochę było mi żal Roberta, bo on bardzo często schodził na boki. Przypominało mi to trochę jego grę w reprezentacji Polski, gdzie walczył, próbował wszystko robić, a na końcu i tak nie zdążył w pole karne. Mueller albo Robben mogli tę akcję wykończyć, a nie on. Lewandowski musi wrócić do tego, co wcześniej robił. Na szczęście to zawodnik, który wie, jak dojść do dobrej dyspozycji. I to jest też mądrość i wartość piłkarza. Nie pierwszy raz jest krytykowany w Niemczech, ale... myślę, że dziennikarze nie rozwiną się w tym za bardzo.

Dlaczego pan tak uważa?

- Zawsze powtarzam, że najlepsze, co może wydarzyć się dla piłkarza, to szybko zagrać po nieudanym meczu następne spotkanie. We wtorek zaś Bayern zmierzy się z Schalke. Podejrzewam, że na własnym boisku sobie poradzi, a udział w tym będzie mieć Lewandowski. Żaden z trenerów Bundesligi nie lubi grać z Bayernem po meczu, w którym Bayern przegrał. Historia pokazuje, że dwie porażki Bawarczyków z rzędu zdarzają się bardzo rzadko. Schalke może się więc zdziwić, jak źle i jak dobrze Bayern może zagrać w przeciągu kilku dni.

Na koniec wróćmy jeszcze do Wolfsburga. Uważa pan, że "Wilki" staną się jednym z niemieckich potentatów i rywali dla Bayernu na długie lata?

- Będąc w Wolfsburgu, na wspomnianym meczu z HSV, spotkałem się z Klausem Allofsem (dyrektorem sportowym VfL - przyp. red.). Pierwsze jego słowa do mnie to: "No co, Andrzej, zmieniło się trochę tutaj?". Odpowiedziałem mu: "Trochę - to mało powiedziane". Wolfsburg najpierw przygotował infrastrukturę, a teraz buduje zespół, który ma wkrótce zadomowić się w Lidze Mistrzów i deptać po piętach Bayernowi. Widać, że są to mądre i przemyślane ruchy. Drużyna jest doskonale ułożona. Potrafią grać atak pozycyjny, a także rewelacyjnie wyjść z kontrą. Jeżeli potwierdzi się informacja o transferze Andre Schuerrle z Chelsea za 30 mln euro, to będzie to kolejny atut. Ludzie w Wolfsburgu czują, że można w tym sezonie bardzo wiele zyskać. Chcą grać regularnie w LM, potrzebują do tego mocnej i wyrównanej drużyny.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×