Drutex-Bytovia Bytów vs piłkarze: Kto i za co powinien komu zapłacić?

Drutex-Bytovia Bytów, klub z prężnym i dobrze prosperującym sponsorem jawi się jako El Dorado na I-ligowej mapie. Zawodnicy rzeczywiście narzekać nie mogą, ale gdy pojawi się problem ze zdrowiem...

Artur Długosz
Artur Długosz

Drutex-Bytovia Bytów to beniaminek I ligi. Po 19 kolejkach zaplecza T-Mobile Ekstraklasy plasuje się miejscu barażowym, z 21 punktami na koncie. Nie do końca tak to chyba miało wyglądać, bowiem w Bytovii nie brakuje zawodników o uznanych w Polsce nazwiskach, a szkoleniowcem zespołu jest sam Paweł Janas.

Bytovia owszem jest beniaminkiem, ale stoi za nią potężny sponsor, największy producent okien i drzwi PVC w Europie, w którego kampaniach reklamowych występują najlepsi piłkarze świata. I-ligowy beniaminek to jednak nie tylko dość przeciętne wyniki, ale też i kwestie pozasportowe. Nie tak dawno temu Drutex-Bytovia Bytów poinformowała o rozstaniu z dwoma piłkarzami, którzy przyszli na trening pod wpływem alkoholu. Okazało się, że był to już drugi taki przypadek w tym klubie.
To jeszcze nie koniec kwestii związanych z funkcjonowaniem klubu i zawodników w nim grających. Jak udało nam się ustalić, zawodnicy Bytovii mający problemy zdrowotne narzekają, że nie są w Bytowie traktowani w sposób taki, jak być powinni. Chodzi o kwestie powrotu do zdrowia po kontuzji związane z uiszczeniem opłaty za zabiegi i rehabilitację. Jak na takie przedstawienie tematu z naszej strony zareagował klub?

- Ja mam jeden taki przypadek, nie mam innych. Nie, że nie chcemy - ja wszystko chcę, tylko za mocno przyzwyczaiłem ludzi, że płacę z góry. Najpierw operacja ma się odbyć i zobaczymy, co będzie po prostu dalej. Nauczony przykładem Małkowskiego czy kogokolwiek innego, po prostu zmieniłem trochę politykę związaną z płaceniem - mówił w sobotę portalowi SportoweFakty.pl Rafał Gierszewski, przedstawiciel głównego sponsora w klubie. - Jak w każdym klubie mamy sztab medyczny. Klub jest ubezpieczony, każdy zawodnik jest ubezpieczony. Z tego co wiem nasz zawodnik musi przejść zabieg, chociaż jeszcze tego na sto procent nie wiem, bo wysłałem zawodnika do Rehasport do Gdańska i oczekuję wyników badań na piśmie od doktora Pawlaka. Wychodzi na to, że wcześniej zabiegu nie trzeba było robić, a w momencie, kiedy od nas odchodzi, nagle trzeba zawodnika położyć na stół i zrobić to operacyjnie. Dlatego też czekam najpierw na konsultacje z doktorem Pawlakiem, na pisemną informację - żeby nie było tak, że kiedy zawodnik w momencie, kiedy był u nas, to jakoś operacji nie musiał robić, a teraz nagle jak od nas odchodzi, nagle musi robić operację, żeby idąc do innego klubu już był po operacjach, zdrowy i przygotowany - dodał.

- Mieliśmy bardzo, bardzo pechową rundę jesienną, bo tyle operacji, dużych, grubych operacji, ciężkich nie miałem jeszcze nigdy w przeciągu mojej jedenastu czy dwunastoletniej kadencji w klubie. Wszystko to się dzieje w Rehasport, wszystkie operacje są sponsorowane, są płacone. Nawet zawodnik z drugiego zespołu miał taką operację - podkreślił.

W tym miejscu sprawa by się mogła zamknąć, jednak... Jak udało nam się ustalić zawodnik dysponuje opinią doktora z Gdańska (opinia jest do dyspozycji redakcji portalu SportoweFakty.pl), wspominanego przez Rafała Gierszewskiego, do którego klub z Bytowa sam go wysłał, że uraz przydarzył się wcześniej, zabieg jest konieczny oraz podana jest jego cena. Doktor stwierdził w swojej opinii, że wskazane jest leczenie operacyjne i brak jest alternatywnych możliwości leczenia zachowawczego. Zgodnie z sugestią dr Pawlaka zabieg powinien odbyć się jak najszybciej i ostatecznie został przeprowadzony w zeszłym tygodniu.

O komentarz do całej sprawy poprosiliśmy także znającego sprawę adwokata Łukasza Kowalskiego, specjalistę w dziedzinie prawa sportowego. - Sytuacja, z którą mamy do czynienia, budzi nie tylko niesmak, ale pozostaje w sprzeczności z obowiązującymi przepisami. Pomijam już kwestie treści kontraktu, które jednoznacznie wskazują, że klub jest zobowiązany do zapewnienia opieki medycznej piłkarzowi. Taki obowiązek wynika wprost z uchwał PZPN i stanowi zapis obligatoryjny w każdym kontrakcie. Co więcej, przed podpisaniem kontraktu każdy klub jest zobowiązany do przeprowadzenia badań lekarskich zawodnika. Niestety, jak pokazuje życie i mnożące się w środowisku przykłady, często ten obowiązek jest przez kluby zaniedbywany. Skutkuje to m.in. tym, że w chwili stwierdzenia złego stanu zdrowia u zawodnika i nie przeprowadzenia przed zawarciem kontraktu badań o których mowa, niedopuszczalne jest żądanie przez klub unieważnienia kontraktu zawartego w takich okolicznościach i powoływanie się na powstanie problemu zdrowotnego zawodnika przed podpisaniem kontraktu. Klub powinien posiadać pełne i kompletne informacje na temat stanu zdrowia zawodnika już przed momentem podpisywania kontraktu. Z okoliczności przedmiotowej sprawy wynika jednoznacznie, że dotychczasowe działania klubu w stosunku do zawodników są działaniami sprzecznymi z zapisami kontraktu jak również z przepisami związkowymi - mówi Kowalski w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Rafał Gierszewski jest pewny, że w związku z takimi kwestiami zdrowotnymi zgłosił się do nas tylko jeden z zawodników. - Tylko i wyłącznie taki zawodnik mógł się zgłosić, innego nie ma. Może pan sobie podzwonić po zawodnikach, obojętnie którego, czy kiedykolwiek klub nie wywiązał się z jakiejkolwiek kwoty związanej z operacją. Wręcz przeciwnie, wysyłamy do najlepszych i jak najszybciej. Przykładem jest Małkowski, który rozegrał dwa mecze, zerwał więzadła, przedłużyłem z nim kontrakt, mimo że mu się kończył i później co się stało, wszyscy wiemy. Tak właśnie mnie zawodnicy robią w jajo, dlatego powiedziałem nie, to musi troszeczkę inaczej w niektórych przypadkach wyglądać - komentował przedstawiciel głównego sponsora w klubie.

Dowiedzieliśmy się jednak, że opisywany przypadek nie jest wyjątkiem i jeszcze jeden gracz Bytovii ma podobne problemy z klubem. Jak cała sytuacja zostanie wyjaśniona? O sprawie będziemy informować.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×