Nie tylko Polanski... Oni też wypięli się na reprezentację Polski

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

[tag=3439]Eugen Polanski[/tag] nie jest pierwszym zawodnikiem, który odmówił gry w reprezentacji Polski. Kto jeszcze wzgardził grą w biało-czerwonych barwach?

Eugen Polanski

28-latek z TSG 1899 Hoffenheim po raz drugi w przeciągu czterech miesięcy odmówił Adamowi Nawałce gry reprezentacji Polski. Najpierw nie stawił się na zgrupowaniu przed towarzyskim meczem z Niemcami, który został rozegrany 13 maja w Hamburgu. Swoją nieobecność tłumaczył wówczas tym, że zgody - ze względu na spotkanie poza terminem FIFA - nie wyraził jego klub. Wersja Polanskiego ma jednak pewną lukę - w barwach Niemiec przeciwko Polsce zagrało dwóch jego klubowych kolegów: Kevin Volland i Sebastian Rudy. [ad=rectangle]

W związku z tym rozsyłając powołania na czerwcowy mecz towarzyski z Litwą, selekcjoner pominął pomocnika Wieśniaków. - Jego brak gotowości udziału w zgrupowaniu przed meczami z Niemcami i Litwą zamyka mu na dziś drogę do reprezentacji narodowej - argumentował opiekun drużyny narodowej.

Odpowiedzią Polanskiego była decyzja o rezygnacji z gry w reprezentacji Polski, dopóki jej selekcjonerem będzie Nawałka. W minionym tygodniu selekcjoner wyciągnął jednak rękę w stronę urodzonego w Sosnowcu, a wychowanego w Niemczech zawodnika, nakłaniając go na powrót do reprezentacji Polski. Ten po kilku dniach namysłu odmówił.

Po spotkaniu Hoffenheim z VfL Wolfsburg rozmawiałem z Polanskim. Była to szczera, męska rozmowa, w której wyjaśniliśmy sobie różne wcześniejsze kwestie. Eugen stwarzał wrażenie zawodnika, który chce grać dla reprezentacji Polski, poprosił jednak o kilka dni do namysłu. We wtorek, 16 września, zadzwonił do mnie i poinformował, że nie jest gotowy by grać dla biało-czerwonych. Szanuję decyzję zawodnika, wybór należy do niego - mówi Nawałka.

Polanski zadebiutował w reprezentacji Polski 10 sierpnia 2011 roku w towarzyskim meczu z Gruzją za kadencji Franciszka Smudy. Zaliczył do tej pory 19 występów z orłem na piersi, w tym trzy podczas Euro 2012.

28-latek nie jest pierwszym zawodnikiem, który wypiął się na biało-czerwone barwy. Mało tego, nie jest nawet pierwszym "farbowanym lisem", który się na to zdecydował. Przypominamy innych polskich piłkarzy, którzy wzgardzili grą z orłem na piersi.

Ludovic Obraniak

W maju 2013 roku roku Ludovic Obraniak ogłosił, że dopóki selekcjonerem biało-czerwonych będzie Waldemar Fornalik, on nie zagra w narodowych barwach. Gdy Fornalika zastąpił w październiku Nawałka, 29-letniego pomocnika i tak zabrakło w kadrze na towarzyskie mecze ze Słowacją i Irlandią. Odmówił nowemu opiekunowi reprezentacji wzięcia udziału w zgrupowaniu ze względu na zbliżające się narodziny dziecka. [ad=rectangle] Nawałka przyjął tę argumentację Francuza i dalej zabiegał o jego powrót do drużyny narodowej i dopiął swego pod koniec roku. - Chcę znowu trenować i grać w reprezentacji Polski. W niedzielę, po meczu ligowym z Lille spotkałem się z selekcjonerem. Spokojnie porozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie wiele spraw z przeszłości i z ochotą podjąłem decyzję o ponownej walce o miejsce w drużynie narodowej. To dla mnie honor i wielki zaszczyt - mówił Obraniak 8 grudnia 2013 roku.

- Cieszę się, ze Ludo chce być z nami. Jeśli będzie w dobrej dyspozycji sportowej, chętnie powołam go do kadry narodowej. Widziałem Ludo w ciągu ostatnich czterech dni w dwóch meczach ligowych. Pokazał atuty, jakich wymagam od kadrowiczów. A więc: zaangażowanie i dobrą realizację założeń taktycznych, wyszkolenie techniczne i dobre przygotowanie fizyczne do meczu - mówił o swoim podopiecznym z odzysku trener Nawałka.

"Ludo" nie zagrzał długo miejsca w kadrze Nawałki. Po bezbarwnych występach przeciwko Szkocji i Niemcom selekcjoner zrezygnował z jego usług. Mający polskie korzenie Francuz zadebiutował w reprezentacji Polski 12 sierpnia 2009 roku w towarzyskim meczu z Grecją w Bydgoszczy za kadencji Leo Beenhakkera. Premierowy występ z orłem na piersi był dla niego bardzo udany - zdobył w nim dwie bramki. Ogółem zagrał w reprezentacji Polski 34 razy, w tym trzy razy na EURO 2012, strzelił 6 bramek. Najwięcej spotkań (21) rozegrał u Franciszka Smudy.

Radosław Sobolewski

O tym, że "Sobol" chadza własnymi ścieżkami, wiemy nie od wczoraj. Jednak to, co zrobił tuż po wywalczeniu awansu na Euro 2008, mocno zdziwiło nawet tych najbardziej wyrozumiałych. [ad=rectangle] Po kończącym bardzo udane dla reprezentacji Polski eliminacje spotkaniu z Belgią Sobolewski... zrezygnował z dalszej gry w biało-czerwonych barwach. Była to decyzja o tyle dziwna, że Sobolewski był absolutnie podstawowym graczem kadry Leo Beenhakkera i lekką ręką zrezygnował z historycznego udziału w mistrzostwach Europy.

Dlaczego tak naprawdę "Sobol" mając 31 lat, czyli będąc w sile wieku i w momencie, gdy reprezentacja go potrzebowała, zrezygnował z gry z orłem na piersi? Prawdziwą wersję do dziś poznało pewnie tylko wąskie grono. Sam Sobolewski unika mediów, wywiady przez niego udzielone można policzyć na palcach jednej ręki i tak naprawdę tajemnicze zniknięcie byłego kapitana Wisły Kraków nigdy nie zostało wyjaśnione.

Bilans jego przygody z reprezentacją Polski zamknął się na 32 spotkaniach i jednej bramce. W 2006 roku wystąpił na MŚ w Niemczech.

Tomasz Hajto

"Gianni" również sam zrezygnował z gry w reprezentacji Polski. Odmówił gry w biało-czerwonych barwach w 2002 roku, gdy selekcjonerem reprezentacji Polski został Zbigniew Boniek.

- Definitywnie rezygnuję z występów w drużynie narodowej. Chce mieć święty spokój. Nie chcę się już kłócić, nie chcę czytać o sobie różnych artykułów - nikt nie będzie mi ubliżał. Rozumiem krytykę, ale porównanie mnie do Gołoty, czy Tysona, to jakieś chore klimaty - mówił w listopadzie 2002 roku Hajto, dodając, że "nie utożsamia się z kadrą prowadzoną przez Zbigniewa Bońka". [ad=rectangle] - Na pierwszym i jedynym zgrupowaniu miałem spięcie z panem Ryszką. Ten facet nie ma respektu dla piłkarzy, którzy ciągną wózek. Obecna reprezentacja to bałagan, a ja już nie chcę się z nikim użerać - tłumaczył Hajto.

Emocjonalne wystąpienie zawodnika miało miejsce tuż przed I meczem III rundy Pucharu UEFA z Wisłą Kraków: - Chciałem o tym wszystkim powiedzieć już przed meczami z Wisła, aby nikt znowu nie wykrzykiwał, że aspirujący do reprezentacji Hajto musi coś komuś udowadniać. Ja nie chcę słyszeć Czarka Kucharskiego, który coś tam plecie, a tak naprawdę powinien podziękować, że pojechał na MŚ. Reprezentacja to nie szopka czy cyrk - naród czeka na wygrane.

Deklaracja Hajty szybko została zweryfikowana, bowiem wrócił do kadry, gdy "Zibiego" w roli selekcjonera zastąpił Paweł Janas i z orłem na piersi zdążył zagrać jeszcze 15 razy, wchodząc do Klubu Wybitnego Reprezentanta. W sumie w kadrze rozegrał 62 spotkania, w tym dwa na MŚ 2002.

Maciej Szczęsny

Ojciec Wojciecha Szczęsnego był w latach '90 XX wieku czołowym polskim bramkarzem, ale jego dorobek w reprezentacji Polski to jedynie siedem występów, w tym sześć w meczach towarzyskich. Co ciekawe, Szczęsny jest jedynym golkiperem, który stał w bramce polskich zespołów występujących w Lidze Mistrzów - w sezonie 1995/1996 grał w niej w barwach Legii Warszawa, a rok później w barwach Widzewa Łódź.

Po raz ostatni z orłem na piersi zagrał 4 września 1996 roku w towarzyskim spotkaniu z Niemcami. Później zrezygnował z gry w reprezentacji Polski. Powód? Przegrana rywalizacja z Andrzejem Woźniakiem. Przed meczem el. MŚ 1998 z Anglią (04.10.1996) zarówno on, jak i Woźniak ogłosili, że jeśli nie zagrają przeciwko Anglii, to rezygnują z dalszych występów w kadrze. Antoni Piechniczek przeciwko Anglii wystawił "Księcia Paryża", a Szczęsny senior słowa dotrzymał i odmówił dalszych występów w reprezentacji Polski.

Wojciech Kowalczyk, Andrzej Juskowiak, Tomasz Iwan

Nie tylko Szczęsny zrezygnował z gry w reprezentacji Polski za drugiej kadencji Antoniego Piechniczka. O ile jednak charyzmatyczny bramkarz zdecydował się na ten ruch ze względu na sportową ambicję, to Wojciech Kowalczyk, Andrzej Juskowiak i Tomasz Iwan posunęli się do tego w wyniku konfliktu z selekcjonerem i nie mogąc pogodzić się z bezładem organizacyjnym w polskiej kadrze.

Iwan i Juskowiak zdecydowali się na ten ruch po towarzyskim meczu z Rosją, który odbył się 2 czerwca 1996 roku w Moskwie. W swojej autobiografii "Kowal" tak wspominał tamto zgrupowanie w stolicy Rosji: [ad=rectangle] "Rano śniadanie. Patrzymy, co nam przynoszą. Kawałek psa, kawałek szczura i trochę kota - normalka. Z okien widać siedem Pałaców Kultury, aż mi się w oczach mnożyły. Miło. Siedzimy sobie i czekamy na cały posiłek. Aż tu nagle kelner - chlast, na ziemię! Wywrócił tackę z jedzeniem na zasyfioną podłogę, ale nic to - pozbierał wszystko brudnymi łapami i niesie na stół.

- Dziękuję, powodzenia, szczęścia życzę - powiedziałem i odszedłem od stołu. Na tym niedoszłym posiłku zakończyłem stołowanie się w tej jadłodajni. Po drugiej stronie rzeki był hotel Kempinski, już z normalną kuchnią. Kogo było stać, ten jadał już tylko tam.

(...)

A rano wyjazd. Przygotowano nam śniadanie. Nie, zagalopowałem się. Nikt nie będzie piłkarzykom robił śniadania o siódmej rano - był suchy prowiant zapakowany w sreberko. Odwijam, patrzę - jakaś dziwna ta bułka. Twardawa. Zaglądam do środka - coś zielono tam. Sałata to czy wędlina? No chyba sałata, ale żeby tak sałata z sałatą? No nie, jednak wędlina".

Kowalczyk wytrzymał w kadrze do kwietnia 1997 roku i zrezygnował z niej dopiero przed meczem el. MŚ 1998 z Włochami w Neapolu, gdy wraz z Piotrem Świerczewskim wyprowadził się z hotelu, w którym mieszkała kadra po tym, jak "Świr" dowiedział się od lekarzy, że nie zagra przeciwko Italii, ponieważ jest chory, a nie zgłaszał im żadnej niedyspozycji...

Kowalczyk, Juskowiak i Iwan wrócili do reprezentacji dopiero, gdy tę jesienią 1997 roku przejął  Janusz Wójcik. W komplecie wystąpili w selekcjonerskim debiucie "Wójta" z Węgrami (1:0, 6 września 1997).

Dla "Kowala" nie był to pierwszy rozbrat z biało-czerwonymi barwami - gdy w 1993 roku PZPN odebrał Legii Warszawa mistrzostwo Polski za sezon 1992/1993, srebrny medalista IO w Barcelonie na znak protestu zrezygnował z gry w kadrze, ale wrócił do niej już w październiku tego samego roku.

Roman Kosecki

Co prawda "Kosa" sam nie zrezygnował z gry w reprezentacji Polski, tylko wyleciał z niej poprzez zawieszenie za "incydent z Bratysławy", ale można stwierdzić, że przez tamten sławetny striptiz sam wypisał się z kadry... [ad=rectangle] Podczas rozegranego 11 października 1995 roku meczu el. Euro 1996 ze Słowacją Henryk Apostel postanowił ściągnąć z boiska będącego wówczas kapitanem reprezentacji Polski Koseckiego, a ten zareagował w najgorszy możliwy sposób, ściągając z siebie koszulkę i ciskając ją na murawę! Mało tego, sędzia ukarał go za to żółtą kartką, a że miał już na koncie takie upomnienie, obejrzał "czerwień" i do planowanej zmiany nie doszło, a grająca w osłabieniu Polska uległa gospodarzom 1:4.

Za to zachowanie został zdyskwalifikowany przez PZPN, a później mógł wrócić do kadry, ale na powołanie go nie zdecydował się żaden selekcjoner. Nie bez wpływu na to miały jednak słowa, które wówczas wypowiedział: - Nie wiem, czy nowy trener będzie widział mnie w swoim zespole. Jeśli tak, to chciałbym wcześniej z nim porozmawiać o tym, jaką rolę widzi dla mnie w swoim zespole. Mogę tylko powiedzieć, że na pewno nie będę się już tak poświęcał jak dotąd. Nie zawsze będę przyjeżdżał na całe zgrupowania. Na boisku jednak, tak jak zwykle, będę dawał z siebie wszystko.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Drzwi do reprezentacji Polski powinny być dla Eugena Polanskiego zamknięte raz na zawsze?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (13)
avatar
Xanatos99
22.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Przed Euro przypomnialo mu sie o Polskich korzeniach, malo tego ze urodzil sie w Polsce. No dobra, ale jak to swiadczy? Niezla tam maja pralnie mozgow? Zeby wyjechac z kraju, miec takich rodzic Czytaj całość
avatar
Sergh Khan
18.09.2014
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Dla piłkarza gra w klubie jest tym czym dla każdego człowieka jest praca. Podpisuje umowę i wykonuje swoją pracę. Jeśli mu nie odpowiada szef czyli trener to może rozwiązać umowę i szukać sobie Czytaj całość
wislok
18.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To było do przewidzenia.  
laku
18.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Powinniście się nazywać sportowebzdury.pl a nie sportowefakty. Akurat Kosa wcale - jak to piszecie - nie "cisnął" koszulki na murawę, tylko pocałował orzełka i rozłożył ją przy linii bocznej. G Czytaj całość
avatar
lysy30
17.09.2014
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
niech spierd..... frajer!!!! SŁABEUSZ!!