Cracovia ma "dyskretnego" stopera i to nie jest komplement

Trener Robert Podoliński przestawił Cracovię na grę trójką środkowych obrońców, a dyrygentem defensywy mianował Tomislava Mikulicia. Opiekun Pasów szybko może jednak wycofać się z tego pomysłu.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Tomislav Mikulić przyszedł do Cracovii na dwa dni przed pierwszym meczem rundy wiosennej z Zawiszą Bydgoszcz, choć działacze Pasów już sześć tygodni wcześniej sprzedali do KV Mechelen Milosa Kosanovicia, zarabiając na 24-letnim Serbie ledwie 150 tys. euro. Mało tego, władze klubu przyznały otwarcie, że ze stratą "Kosy" pogodzone były już od września, a mimo to nie miały gotowego zastępcy dla podstawowego stopera. Co ciekawe, Mikulić może w Krakowie liczyć na pensję, za którą nowy kontrakt jeszcze w listopadzie 2013 roku skłonny byłby podpisać Kosanović.
Tymczasem Mikulicia Cracovii wynalazł sam Kosanović. Chorwat pojawił się na mini zgrupowaniu Pasów w Popradzie, w czasie którego wystąpił w sparingach z AS Trencin i Spartakiem Trnava. Trener Wojciech Stawowy stwierdził, że Mikulić nie jest zawodnikiem, który z miejsca mógłby zastąpić Kosanovicia, ale odpowiedzialność za sprowadzenie Chorwata na siebie wziął prezes klubu Janusz Filipiak, który obawiał się reakcji kibiców na przystąpienie do rundy wiosennej bez choćby liczbowego uzupełnienia kadry środkowym obrońcą.

Trener Stawowy skorzystał z usług Mikulicia tylko w jednym meczu ze Śląskiem Wrocław, oceniając, że Chorwat ma zbyt duże braki fizyczne, by od razu wskoczyć do składu. Szkoleniowiec zarzucał też 32-latkowi zbyt statyczną grę i braki szybkościowe. Choć na głowę Stawowego spadła za to fala krytyki, Mikulić u niego już nie wystąpił.

Spotkania rozegrane przez Chorwata pod wodzą Mirosław Hajdy uwypukliły braki Mikulicia, ale można było rozgrzeszyć go tym, że nie przepracował z Pasami okresu przygotowawczego i został zakontraktowany na dwa dni przed rozpoczęciem rundy wiosennej.

Nowy trener Pasów Robert Podoliński wokół Mikulicia zbudował nową linię defensywną swojego zespołu, ale inaugurujący sezon mecz z Górnikiem Zabrze pokazał, że nie był to pomysł trafiony. Chorwat grał na alibi, unikał ognia walki, a przy akcji, po której Górnik zdobył drugiego gola, popełnił aż trzy błędy.
Zdaniem byłego już dyrektora sportowego Cracovii Piotra Burlikowskiego Mikulić miał z miejsca zastąpić oddanego lekką ręką do Mechelen Kosanovicia. Tymczasem minęło pół roku, a wciąż nie jest na to gotowy i biorąc pod uwagę, że jest "po drugiej stronie rzeki", raczej już nie będzie. Zresztą czemu zawodnik "wypluty" przez belgijską ekstraklasę już 1,5 roku temu miałby zastąpić piłkarza kupionego za gotówkę przez klub z tejże ligi?

- To jest zawodnik niższej jakości od Kosanovicia. Kosanović był lepszym stoperem. Mikulić nie potrafi robić też tego, co Kosanović robił bardzo dobrze, czyli wprowadzać piłki. Z drugiej strony jak tego nie umie, to nie starał się tego robić - ironizuje były reprezentant Polski, a dziś komentator NC + Marcin Baszczyński.

- Powiem tak: jest dyskretny - w gorących sytuacjach potrafi się dobrze schować... (śmiech). A to nie jest komplement. Choć trzeba też przyznać, że rażącego błędu w Zabrzu nie popełnił. Z drugiej strony on w tym trzyosobowym bloku obronnym ma być tą wiodącą postacią, a nie było widać, że jest dyrygentem. Być może wynika to z problemów komunikacyjnych - zastanawia się Baszczyński.

"Baszczu" nie jest osamotniony w takiej negatywnej ocenie Mikulicia. W czasie meczu z Górnikiem były kapitan Legii Warszawa i Korony Kielce Aleksandar Vuković nie zostawił na "Mikim" suchej nitki:
Tomislav Mikulić jest godnym następcą Milosa Kosanovicia?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×