Chcę dalej pracować w tym klubie - rozmowa z Ryszardem Kuźmą, trenerem Sandecji Nowy Sącz

Drużyna z południa Polski zajęła w sezonie 2013/2014 dziewiąte miejsce w I lidze. Biało-czarni wyrobili sobie dobrą markę w Polsce, a szkoleniowiec chce kontynuować swoje dzieło.

Krzysztof Niedzielan
Krzysztof Niedzielan

Krzysztof Niedzielan: W sierpniu minie rok pańskiej pracy w Sandecji. Sądecki klimat sprzyja?

Ryszard Kuźma: - Minie, jeśli dalej będę tu pracował. Mam umowę do końca czerwca i mam nadzieję, że będzie przedłużona. Jeżeli nowy kontrakt będzie podpisany, to wtedy możemy o czymś mówić.

Na jakim etapie są negocjacje?

- Dostałem już propozycję ze strony zarządu, którą przyjąłem. Chciałbym kontynuować swoją pracę. Kiedy jeszcze trwał sezon nie było czasu, żeby na spokojnie porozmawiać o szczegółach. Teraz jesteśmy po rozgrywkach, ale nikt się nie spieszy, by sprawę sfinalizować. Mam nadzieję, że finał będzie pozytywny.
Drużyna zajęła w sezonie 2013/2014 dziewiąte miejsce w I lidze. Główny cel, czyli utrzymanie udało się zrealizować. Można jednak odczuwać niedosyt.

- Apetyt zawsze rośnie w miarę jedzenia. Po dobrej jesieni, po udanym początku wiosny ten apetyt rósł. Liczyłem, że dobijemy do tej ścisłej czołówki i będziemy kąsać liderów. Wytworzyła się taka sytuacja, że gdy mieliśmy już pewne utrzymanie, podziałało to na nas rozluźniająco i brakowało konkretnej motywacji, może takiej ambicjonalnej. Ten finisz był słaby, a można wręcz powiedzieć, że go nie było.

W końcówce sezonu namnożyły się też kontuzje, pauzy kartkowe, a szanse dostawała młodzież.

- Jestem człowiekiem poważnym i solidnym, więc nie chcę zwalać na urazy zawodników, czy kartki. Również na młodych, bo po to ich przygotowujemy, żeby w końcu mogli zagrać. Też nie robiliśmy w tym względzie hurtowych ruchów, tylko stała za tym konkretna myśl. Nie będę jednak mówił, że to powód słabszego zakończenia rundy. Patrząc rzetelnie uważam, że mimo tych problemów stać nas było na lepszy finisz.

Ryszard Kuźma cieszy się w Nowym Sączu ogromnym szacunkiem Ryszard Kuźma cieszy się w Nowym Sączu ogromnym szacunkiem
Prowadzi pan Sandecję od 4. kolejki zakończonego niedawno sezonu. Na jesień od tego momentu zespół zgromadził 23 punkty i zajął ósmą lokatę. Ostatecznie jest to dziewiąte miejsce, a wiosną tych punktów było 20.

- Proszę pamiętać, że w rundzie jesiennej graliśmy o jeden mecz więcej, niż na wiosnę. Uważam też, że nie można porównywać jesieni do wiosny. W drugiej części sezonu trudniej zdobywa się punkty. Poza tym już wszyscy wiedzieli, że Sandecja to nie frajerzy, a zespół dobrze grający w piłkę. Rywale często nastawiali się na obronę przez cały mecz i czyhali na szybkie akcje. Rzeczywiście uzbieraliśmy mniej punktów i to jest ten minusik rundy wiosennej. Poza tym odnoszę wrażenie, że w Polsce ludzie bardzo szybko przyzwyczajają się do dobrych wyników, a trzeba dostrzec jaką pracę wykonała drużyna, aby wejść na wyższy poziom. Całemu zespołowi należy się za to spory szacunek.

Dorobek był nieco mniejszy, ale może mimo to widzi pan progres jeśli chodzi o styl?

- Jeśli chodzi o jakość naszych poczynań, kulturę gry, sposób prowadzenia akcji, czy kontrolowania meczu, to moim zdaniem zrobiliśmy krok do przodu w porównaniu do poprzedniej rundy. Jesienią byliśmy zespołem skoncentrowanym, solidnym i mocno pracującym. Wręcz wydzieraliśmy te zwycięstwa, niekiedy podpierając to dobrą grą. Na wiosnę więcej graliśmy w piłkę, co nie zawsze przekładało się na zdobycze punktowe. Musimy więc to zrównoważyć.

Zimowe transfery można uznać za trafione?

- Po pół roku nie wszystko można ocenić, zobaczyć itd. Uważam, że takich zawodników, jak Adrian Frańczak, Robert Cicman, Pablo Gomez, Mateusz Bartków, czy Mouhamadou Traore, można traktować, jako wzmocnienia. Pozostałych, którzy do nas dołączyli, można ocenić różnie. W przypadku Macieja Kononowicza wchodziły w grę kontuzje, przez to nie miał dużo szans. Takie sytuacje zdarzają się w każdym klubie.

Czy kontuzje są jedynym powodem tego, że Maciej Kononowicz tylko pięć razy wchodził na boisko w I lidze i dwukrotnie w Pucharze Polski? Może po prostu się nie sprawdził.

- Dostał na koniec kilka szans do grania i te próby były niezbyt przekonywujące, choć ten zawodnik dopiero wchodził na określony poziom. Teraz jest pytanie - zrezygnować z niego, czy mieć trochę cierpliwości i poczekać, aż wyjdzie na swój najwyższy poziom, co jest pewną niewiadomą.

Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas

W zimowym okienku transferowym do Sandecji Nowy Sącz dołączył też Rudolf Urban. Z jego osobą były wiązane duże nadzieje, ale okazało się, że wcale nie był podstawowym graczem. W I lidze zagrał 11 razy, a tylko czterokrotnie w pierwszym składzie. Co zaważyło o tym, że tym razem nie był kluczowym zawodnikiem?

- Kiedy Rudolf trafił tu po raz pierwszy nie było mnie w klubie, więc nie uczestniczyłem bezpośrednio w meczach. Wiem, że grał wtedy bardzo dobrze, co zaowocowało transferem do Piasta Gliwice i potem grą w Ekstraklasie. Teraz wymagania wobec jego osoby, oczywiście nie przez trenerów, były podwyższone. Swój udział miały w tym media, ale też opinie kibiców. Poprzeczkę miał zawieszoną bardzo wysoko, co nie było dla niego ułatwieniem, a wręcz przeciwnie. To rutynowany zawodnik o bardzo dobrych umiejętnościach technicznych, ale problem był taki, że szybkość jego grania zarówno w defensywie, jak i w ofensywie nie jest odpowiednia do poziomu naszej I ligi. Podejrzewam, że łatwiej grałoby mu się w Ekstraklasie. Na jej zapleczu nie ma czasu na spokojne rozgrywanie, tylko trzeba grać bardzo agresywnie w odbiorze, czy w ataku. Tego Rudolfowi brakowało.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×