Sandecja pozbywa się piłkarskiego złomu

Zarząd pierwszoligowej Sandecji Nowy Sącz podjął pierwsze decyzje personalne po zakończeniu rundy jesiennej. Pożegnano więc zawodników, po których kibice płakać i tęsknić na pewno nie będą.

Piotr Wiśniewicz
Piotr Wiśniewicz

Pod wodzą trenera Ryszarda Kuźmy nowosądeczanie potrafią grać mądrze pod względem taktycznym, skutecznie oraz w sposób mogący się podobać. Zmiana szkoleniowca pomogła w wykreowaniu liderów zespołu, ale także wskazała zawodników, którzy delikatnie mówiąc zamiast być wartościowym uzupełnieniem, tylko przeszkadzali na boisku swoim kolegom. Z pewnością do tej ostatniej grupy należą piłkarze wyznaczeni przez działaczy do przedwczesnego rozwiązania z nimi obowiązujących do czerwca kontraktów.

Pierwszym z wymienionych jest Piotr Giel. Zaliczany do ulubieńców trenera Mirosława Hajdo napastnik, po zmianie na stanowisku szkoleniowca zdecydowanie nie cieszy się uznaniem obecnego sternika Sandecji. Świadczyć o tym może choćby fakt, że mierzący niemal 190 centymetrów wzrostu zawodnik ostatni mecz rozegrał 28 września, natomiast poprzedni ponad miesiąc wcześniej! Trudno jednak się dziwić, gdyż w aktualnym sezonie 24-letni piłkarz rozegrał 8 spotkań, w tym 5 rozpoczynał w podstawowym składzie i nie zdobył choćby jednego gola. Nieco lepiej w jego przypadku było wiosną, bo wówczas cztery razy pokonywał bramkarzy rywali, jednak to raczej skutek gry u boku będącego w świetnej formie Patryka Tuszyńskiego, niż indywidualnych popisów wychowanka Ruchu Radzionków.
Piotr Giel w tym sezonie nie miał okazji cieszyć się po zdobyciu gola Piotr Giel w tym sezonie nie miał okazji cieszyć się po zdobyciu gola
Mająca problem ze skutecznością napastników Sandecja potrzebuje raczej snajpera o specyfice podobnej do Arkadiusza Aleksandera, a niestety Piotr Giel nie jest w stanie zagwarantować choćby zbliżonego poziomu sportowego. Trudno zatem dziwić się decyzji władz klubu o zakończeniu tej bezproduktywnej współpracy.
Drugim graczem stanowiącym balast dla drużyny, z którym postanowiono się pożegnać jest Jozef Certik. Słowacki pomocnik co prawda na boisku starał się walczyć, nie można odmówić mu zaangażowania, jednak niewiele korzyści z tego wynikało. Znacznie bardziej w oczy rzucały się jego niewymuszone straty, spowolnienia akcji, brak dokładności i przede wszystkim nie posiadanie pomysłu na kreowanie poczynań ofensywnych. Runda wiosenna w wykonaniu tego skrzydłowego była przyzwoita, popisał się nawet efektownym golem w meczu z Polonią Bytom, jednak w aktualnych rozgrywkach znacząco odstawał od konkurentów. W związku z tym jesienią był tylko rezerwowym zaliczając jedynie 419 minut na murawie.
Słowacki skrzydłowy nie zaliczy rundy jesiennej do udanych Słowacki skrzydłowy nie zaliczy rundy jesiennej do udanych
Ósme miejsce na półmetku rozgrywek I ligi oraz dotarcie do ćwierćfinału Pucharu Polski wysoko postawiły przed działaczami przysłowiową poprzeczkę. Nie dziwi więc, że szukają oni raczej kolejnych udanych transferów jak w przypadku Macieja Bębenka, Adama Mójty czy Łukasza Grzeszczyka niż zawodników figurujących jedynie na klubowej liście plac, a za słabych do pojawiania się w składzie drużyny.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×