Cani odczarował PGE Arenę Gdańsk - relacja z meczu Lechia Gdańsk - Polonia Warszawa

Lechia Gdańsk przegrała na własnym boisku z Polonią Warszawa 1:3. Absolutnym bohaterem meczu był Albańczyk Edgar Cani, który na PGE Arenie Gdańsk, czyli stadionie na którym pada najmniej bramek w lidze, zdobył trzy gole.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Oba zespoły przystąpiły do tego spotkania w dobrych nastrojach - w ostatnim meczu Lechia wygrała na PGE Arenie Gdańsk 1:0 z Ruchem Chorzów, a Polonia także u siebie pokonała 2:1 Podbeskidzie Bielsko-Biała. Różnica była tylko taka, że warszawianie mieli trzy dni więcej odpoczynku - gdańszczanie grali bowiem w poniedziałek, a poloniści w poprzedni piątek.

Po meczu cieszyli się tylko goście, którzy gładko wygrali 3:1. Sukces to tym cenniejszy, że po raz ostatni drużyna ze stolicy triumfowała w Gdańsku w 1954 roku. 57 lat temu oba zespoły występowały pod innymi szyldami - Lechia jako Budowlani, a Polonia jako Kolejarz.

Szczególne powody do satysfakcji może także mieć niezwykle skuteczny 22-letni napastnik Edgar Cani, który strzelił także trzy poprzednie gole dla swojego zespołu i w sumie ma już na koncie osiem trafień. Inna sprawa, że goście powinni odnieść wyższe zwycięstwo, a katastrofalnie dysponowani lechiści mogą się cieszyć, że stracili tylko trzy bramki.

Była to również pierwsza porażka ekipy trenera Rafała Ulatowskiego na PGE Arenie Gdańsk.

Kibice gospodarzy nie zdążyli jeszcze wygodnie rozsiąść się na trybunach, kiedy ich drużyna w 14. minucie przegrywała już 0:2. W 9. minucie centrę z prawej strony Tomasza Jadłowca skuteczną główką zwieńczył Cani, a pięć minut później Albańczyk dostał dokładne podanie z lewej flanki od Pavela Sultesa i tym razem uderzeniem po ziemi pokonał Wojciecha Pawłowskiego.

Niewiele brakowało, aby kolejne akcje czesko-albańskiego duetu zakończyły się następnymi bramkami dla Czarnych Koszul. W 17. minucie po podaniu Caniego Sultes posłał piłkę obok słupka, sześć minut później tylko sporej dozie szczęścia oraz zimnej krwi Rafała Janickiego gospodarze mogą zawdzięczać, że Sultes do spółki z Canim nie podwyższyli wyniku. Z kolei w 27. minucie Pawłowski z najwyższym trudem obronił strzał czeskiego lewego pomocnika.

Szybko, składnie i z polotem grający zawodnicy Polonii nie mieli żadnych problemów ze sforsowaniem fatalnie grającej defensywy gdańskiego zespołu. Goście z łatwością 2-3 podaniami przedostawali się na pole karne Lechii, wygrywali większość spornych piłek i można było odnieść wrażenie, że jest ich na boisku więcej niż gospodarzy.

Kiedy wydawało się, że kolejne gole dla warszawiaków są kwestią czasu, kontaktową bramkę zdobyli biało-zieloni. W 37. minucie z prawej strony zagrał Josip Tadic, a Abdou Traore nie miał problemów z umieszczeniem piłki z najbliższej odległości w siatce.

Na ripostę polonistów nie trzeba było długo czekać. W 43. minucie goście szybko stonowali nastroje w ekipie rywali i sprawili, że gospodarze zeszli na przerwę z bagażem trzech straconych goli. I była to bliźniacza akcja do tej, po której Lechia zdobyła bramkę. W roli podającego wystąpił Robert Jeż, a niezawodnym egzekutorem okazał się Cani.

Drugą połowę gdańszczanie rozpoczęli z rozmachem, ale ich animusz dość szybko się wyczerpał. W 67. minucie niewiele brakowało, aby lechistów dobił Bruno Coutinho, który w sytuacji sam na sam z Pawłowskim, próbował go lobować, jednak przed utratą czwartego gola uratował Lechię Vytautas Andriuskevicus wybijając piłkę z linii bramkowej.

W rewanżu jedyny piłkarz gdańskiego zespołu, do którego nie można mieć zastrzeżeń, czyli Traore popisał się ładnym, ale minimalnie niecelnym strzałem. W końcówce dwóch znakomitych okazji nie wykorzystał dla Polonii Jeż. A w doliczonym czasie gry czerwoną kartką za uderzenie łokciem stopera gości Macieja Sadloka ukarany został napastnik Lechii Tomasz Dawidowski.

Powiedzieli po meczu:

Jacek Zieliński, trener Polonii
: Odnieśliśmy zwycięstwo na ciężkim terenie. Do tego meczu tylko Lechia i Polonia nie poniosły porażki na własnym boisku. Teraz takim mianem szczycimy się tylko my. Mogę pochwalić swój zespół za mądrą, skuteczną i konsekwentną grę. Po naszej postawie widać było, że przyjechaliśmy do Gdańska po 3 punkty i ten cel udało nam się zrealizować. Z drugiej strony, żeby nie zagłaskać swojej drużyny, muszę przyznać, że zdarzały nam się chwile niepotrzebnego przestoju. Generalnie jednak jestem bardzo zadowolony po tym spotkaniu.

Rafał Ulatowski, trener Lechii: Trudno cokolwiek powiedzieć po takim meczu, bo jego wynik mówi praktycznie wszystko. Dwa pierwsze dośrodkowania rywali w nasze pole karne ustawiły to spotkanie i sprawiły, że w 14. minucie przegrywaliśmy już 0:2. Fragment naszej lepszej gry miał miejsce po kontaktowej bramce Traore, kiedy podjęliśmy z polonistami walkę wręcz. Niestety wszystkie gole obnażyły braki naszej defensywy. W tych sytuacjach mieliśmy przewagę liczebną we własnym polu karnym, a nie potrafiliśmy zapobiec utracie tych bramek. Tym samym drugi warszawski zespół udzielił nam w krótkim czasie srogiej piłkarskiej lekcji. W ostatniej kolejce czeka nas jeszcze mecz z Jagiellonią i mam nadzieję, że miłym akcentem zakończymy ten rok.

Lechia Gdańsk - Polonia Warszawa 1:3 (1:3)
0:1 - Cani 9'
0:2 - Cani 14'
1:2 - Traore 37'
1:3 - Cani 43'

Lechia Gdańsk: Pawłowski - Janicki, Kożans, Vućko, Andriuskevicius, Traore, Surma, Pietrowski (46' Lukjanovs), Hajrapetjan, Wiśniewski, Tadić (83' Dawidowski).

Polonia Warszawa: Gliwa - Tosik, Baszczyński, Sadlok, Cotra, Bruno, Trałka, Jodłowiec, Sultes(83' Sultes), Jeż (90+1 Piątek), Cani.

Żółte kartki: Wiśniewski (Lechia), Bruno (Polonia).

Czerwona kartka: Dawidowski (Lechia).

Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków).

Widzów: 11 342.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×