Koniec niesamowitej passy Sandecji - relacja z meczu GKS Katowice - Sandecja Nowy Sącz

GKS Katowice wygrał drugi mecz z rzędu przy Bukowej. Tym razem drużyna ze stolicy Górnego Śląska odprawiła z kwitkiem Sandecję Nowy Sącz, przerywając niesamowitą passę meczów bez porażki zespołu z Małopolski.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Mecz przy Bukowej zapowiadał się na ciekawą mieszankę. Uskrzydlony zeszłotygodniowym derbowym triumfem nad Piastem GKS Katowice walczył o kolejny triumf i odzyskanie twarzy. Zadanie było o tyle trudne, że w stolicy Górnego Śląska zagościła Sandecja - niepokonana na zapleczu T-Mobile Ekstraklasy od dziesięciu spotkań. Aż do meczu przy Bukowej...

Podopieczni Rafała Góraka z niesamowitej passy nowosądeczan nic sobie bowiem nie zrobili i od początku zaatakowali. Szybko mogło to przynieść znakomite owoce, bo w 7. minucie meczu katowiczan od objęcia prowadzenia dzieliły centymetry.

Nie byłoby tak, gdyby nie fatalny błąd Marka Kozioła, który najpierw dopadł bezpańskiej piłki na 16. metrze własnego pola karnego, a widząc nabiegającego Denissa Rakelsa... wypuścił futbolówkę wprost pod nogi Łotysza. Ten nie zastanawiając się długo uderzył z ostrego kąta na bramkę, a piłka dosłownie o włos minęła prawy słupek nowosądeckiej bramki. - Zabrakło centymetrów i koncentracji - ocenia niefortunny strzelec.

Była to pierwsza i zarazem jedyna klarowna sytuacja GieKSy w tej części gry. To i tak wiele, w porównaniu z tym, co na boisku przed przerwą robiła Sandecja. Drużyna Mariusza Kurasa skupiała się na rozbijaniu i tak niemrawych ataków katowiczan czekając na okazje do kontrataku. Te się nie nadarzyły i na pierwszego celnego strzału nowosądeczan przed przerwą kibice się nie doczekali.

GKS w światło bramki trafił tylko raz. Na dwie minuty przed przerwą z dystansu kąśliwie uderzył Grzegorz Goncerz, a niepewny w tym meczu Kozioł odbił piłkę przed siebie. Czyhającego na błąd golkipera Sandecji Rakelsa uprzedzili defensorzy drużyny z Małopolski.

Aktywny w tym meczu napastnik drużyny z Bukowej stracha bramkarzowi Sandecji przed przerwą napędził jeszcze raz, ale w 34. minucie po głębokim dośrodkowaniu Tomasza Rzepki z prawego skrzydła mając przed sobą tylko bramkarza były król strzelców ligi łotewskiej posłał piłkę nad poprzeczką.

Obraz gry nie zmienił się po przerwie. W dalszym ciągu optyczną przewagę miał GKS, ale katowiczanie bili głową w mur. Sandecja wszystkie siły rzuciła na defensywę, w ofensywie praktycznie nie istniejąc. Trudno byłoby wskazać choć jedną czysto klarowną okazję nowosądeczan w tym meczu.

Nie znaczy to jednak, że drużyna z Nowego Sącza bramki zdobyć nie mogła. Piłkę meczową miał na głowie w 63. minucie Dariusz Gawęcki, ale po jego strzale piłka przeszła metr obok lewego słupka bramki Witolda Sabeli.

Pasywna postawa w ofensywie drużynie z Małopolski punktów jednak nie przyniosła. W 84. minucie gry wprowadzony na boisko po przerwie Bartłomiej Chwalibogowski idealnie dośrodkował piłkę z lewego skrzydła na głowę Rakelsa, który mierzonym strzałem na długi słupek wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. - Cieszę się, że znowu udało mi się trafić, tym bardziej, że GKS wygrał. Pracowaliśmy na to zwycięstwo bardzo ciężko - przyznaje Łotysz.

GieKSa na jednej bramce nie poprzestała i dążyła do podwyższenia prowadzenia. W doliczonym czasie gry o centymetry pomylił się jeszcze Przemysław Pitry, po strzale z dystansu którego piłka zatrzymała się na poprzeczce bramki Kozioła, a przy próbie dobitki faulowany przez Rafała Berlińskiego był Damian Chmiel.

Bukowa oszalała raz jeszcze, po tym jak pewnym egzekutorem "jedenastki" okazał się być Jan Beliancin. - Karny był trochę naciągany, ale trzeba oddać GieKSie, że wygrała zasłużenie - przyznaje Jan Frohlich, kapitan drużyny z Nowego Sącza.

Pomeczowe komentarze trenerów:

Mariusz Kuras (trener Sandecji Nowy Sącz): Szkoda, że przerwana została nasza passa. Gratuluję GieKSie i Rafałowi zwycięstwa. Dla gospodarzy było ono ważne, ale dla nas także, bo chcieliśmy dobrze zakończyć tę rundę. Jechaliśmy do Katowic z myślą, żeby zdobyć tu trzy punkty. Mecz był rozgrywany w bardzo dobrym tempie i każdy z zespołów miał swoje piłki meczowe. Pierwsza połowa przebiegała zdecydowanie pod dyktando GKS-u, ale po przerwie był moment, w którym to my przejęliśmy inicjatywę. Szkoda, że swojej sytuacji nie wykorzystał Darek Gawęcki, bo być może była to nasza piłka meczowa. W końcówce dostaliśmy bramkę, a potem drugą i mecz był ustawiony. Wracamy do Nowego Sącza smutni, ale nie możemy się chyba wstydzić tego, co w tym meczu pokazaliśmy.

Rafał Górak (trener GKS Katowice): Dziękuję za gratulacje. Mariusz o meczu powiedział w zasadzie wszystko i się pod tym obiema rękami podpisuję. Cieszy mnie to, że z tak silnym zespołem jak Sandecja umieliśmy zagrać dobrze i wygrać. Dążyliśmy do zwycięstwa w tym meczu bardzo długo i chwała moim zawodnikom za to, że dopięli swego. Przed przerwą mieliśmy swoje bardzo czyste sytuacje, a w drugiej połowie nowosądeczanie mieli swoją szansę po strzale Gawęckiego. Piłka jest taka, że trzeba strzelić bramkę, żeby to co się gra stało się istotne. Nam się udało za sprawą trafienia Denissa, potem dołożyliśmy drugą po rzucie karnym i tyle.

GKS Katowice - Sandecja Nowy Sącz 2:0 (0:0)
1:0 - Rakels 84'
2:0 - Beliancin (k.) 90+3'

Składy:

GKS: Sabela - Rzepka, Napierała (13' Hołota), Kowalczyk, Sobotka, Goncerz (46' Chwalibogowski), Beliancin, Pitry, Chmiel, Zachara (75' Feruga), Rakels.

Sandecja: Kozioł - Fechner, Frohlich, Midzierski, Woźniak, Jędrzejowski (77' Szczepański), Berliński, Leśniak (46' Burkhardt), Gawęcki, Wiśniewski (80' Chmiest), Aleksander.

Żółte kartki: Rzepka, Rakels (GKS) oraz Fechner (Sandecja).

Sędzia: Jacek Zygmunt (Jarosław).

Widzów: 3500.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×