Daniel Koczon: Bramkarzowi rywali należy się duże piwo

Zabrakło niespodzianki w sobotnim spotkaniu szczecińskiej Pogoni i Olimpii Elbląg (3:1). Przyjezdni dotrzymali przedmeczowego słowa i zaprezentowali na Pomorzu walkę od pierwszej do ostatniej minuty, jednak w grze o korzystny wynik zawiodła ich skuteczność. - Podjęliśmy rękawicę, walczyliśmy jak równy z równym, ale to przeciwnik skrupulatnie wykorzystał nasze błędy - opowiadał Daniel Koczon.

Sebastian Szczytkowski
Sebastian Szczytkowski
Podopieczni Grzegorza Wesołowskiego wyruszyli na Pomorze podbudowani zeszłotygodniowym zwycięstwem nad Polonią Bytom, które poprawiło nastroje w drużynie i zapewniło komfort spokojnej pracy przed następnymi wyzwaniami. Piłkarze Olimpii zapewniali zgodnie, że zdają sobie sprawę z wysokiego poziomu trudności szczecińskiej eskapady, jednak nie zamierzają przestraszyć się Pogoni. Trener Wesołowski pokusił się nawet o zapowiedź otwartej piłki, obiecując zarazem walkę jego drużyny od pierwszej do ostatniej minuty. - Jeśli chodzi o otwarty futbol, to rzeczywiście tak planowaliśmy i nawet w pewnej mierze udało się nam to założenie zrealizować. Walki również nie zabrakło, rywalizowaliśmy z Pogonią jak równy z równym. Nie wiem jak wyglądała nasza gra z perspektywy trybun, ale moim zdaniem zaprezentowaliśmy bardzo fajny styl gry. Dlaczego zatem schodzimy z murawy w roli przegranych? Popełniliśmy kilka ewidentnych błędów, które zbyt doświadczeni przeciwnicy bezlitośnie wykorzystali - tłumaczył boiskowe wydarzenia napastnik Olimpii Daniel Koczon. Elblążanie potrzebowali czasu, aby zaaklimatyzować się na szczecińskim terenie. Właśnie początkowe pół godziny zmagań było najgorszym okresem w ich wykonaniu. Przyjezdni nie tylko stracili gola, ale także mieli liczne problemy ze skonstruowaniem jakiejkolwiek akcji ofensywnej. Ostrzegawczy strzał w kierunku bramki strzeżonej przez Radosława Janukiewicza oddał dopiero w 24. minucie Sławomir Szary, a na groźną akcję pod bramką Portowców trzeba było czekać kolejne pięć minut. - To fakt, że schowaliśmy się za podwójną gardą. Rozmawialiśmy w szatni, aby przeczekać początkowy szturm Pogoni i podpatrzeć założenia gospodarzy na sobotni mecz. Zobaczyliśmy co przygotowali i mogliśmy przekonać się na własne oczy, że nie taki wilk straszny jak go malują - opowiadał Koczon.
Daniel Koczon jeszcze w koszulce płockiej Wisły
Niepowodzenia z początku meczu nie załamały jednak gości i zarówno końcówka pierwszej odsłony, jak i spora część drugiej połowy to okresy przewagi Olimpii. Wspierani przez liczną grupę swoich kibiców elblążanie potrafili zepchnąć Pogoń do defensywy i stworzyć kilka dogodnych sytuacji podbramkowych. W sobotni wieczór jednak nie dopisywało im szczęście, brakowało precyzji lub na ich drodze stawał świetnie dysponowany Janukiewicz. - Zawodnicy Pogoni powinni postawić naprawdę duże piwo swojemu bramkarzowi, ponieważ spisywał się wyśmienicie. No cóż, nie udało się zdobyć więcej goli, ale nie składamy broni i jedziemy dalej - skomentował nasz rozmówca, przygnębiony po sobotniej porażce. Zmaganiom obu zespołów przyglądał się z perspektywy trybun Artur Płatek, czyli były trener Pogoni i obecny Warty Poznań - następnego ligowego przeciwnika elblążan. Trener Zielonych wykorzystał wolny, sobotni wieczór i samodzielnie ocenił możliwości podopiecznych Grzegorza Wesołowskiego. - I może odczuwać pewną obawę przed nami. Na swoim terenie będziemy z pewnością jeszcze mądrzejsi, zagramy jeszcze lepiej. Nie sprzedamy tanio skóry, mając za sobą kibiców i atut własnego boiska - zapowiedział Koczon. - W ósmej kolejce trzeba o nas mówić jako o pełnoprawnym pierwszoligowcu, swoje frycowe mieliśmy już czas zapłacić - dodał były zawodnik Wisły Płock.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×