Mój rywal wie o MMA tyle co ja albo i mniej - rozmowa z Marcinem Najmanem

Marcin Najman niespodziewanie postanowił spróbować swoich sił w MMA raz jeszcze. Kontrowersyjny bokser 27 grudnia na gali PLMMA zmierzy się z zawodnikiem wywodzącym się z kickboxingu.

Konrad Kaźmierczak
Konrad Kaźmierczak

Konrad Kaźmierczak: Jak ty to robisz, że potrafisz zaprzyjaźnić się z wybitnymi polskimi pięściarzami, zaś ze sporą częścią środowiska bokserskiego jesteś pokłócony?

Marcin Najman: Część środowiska jest zawistna i zazdrosna, a ludzie, którzy coś osiągnęli nie mają w sobie zazdrości, tylko chęć do ciężkiej pracy. Jestem wielkim szczęściarzem, że przez wiele lat mogłem przyjaźnić się z Jerzym Kulejem, a teraz mogę przyjaźnić się z Andrzejem Gołotą, a więc dwoma najwybitniejszymi polskimi pięściarzami wszech czasów. To dla mnie wielki zaszczyt i nie ukrywam, wielka satysfakcja. Jestem indywidualistą i potrafię być sam przeciwko wszystkim, ale te najwybitniejsze postaci polskiego boksu są zawsze ze mną.
Zorganizowana przez ciebie gala z udziałem Andrzeja Gołoty zakończyła się sporym sukcesem organizacyjnym.

- To była zdecydowanie najlepsza gala bokserska, którą zorganizowałem. Trochę niezręcznie mi ją oceniać jako organizatorowi, ale chyba mogę powiedzieć, że ta gala była udana. Kibice, którzy przyjechali z całej Polski, aby dopingować Andrzeja, stworzyli naprawdę niesamowitą atmosferę. Legendarny polski pięściarz został pożegnany tak jak sobie na to zasłużył. W swoim życiu byłem na wielu galach w różnych krajach i powiem szczerze, że jeszcze nigdy nie słyszałem takiego dopingu, jaki został zgotowany przez kibiców Andrzeja Gołoty.

Wysoko zawiesiłeś sobie poprzeczkę.

- Trudno będzie powtórzyć coś takiego i to jest pewnego rodzaju problem. Mnie jako promotorowi boksu zawodowego trudno wyobrazić sobie coś lepszego niż zorganizowanie walki Andrzeja Gołoty. Cóż można zorganizować lepszego jak nie walkę największej legendy polskiego boksu? Pod tym względem osiągnąłem już swój najwyższy pułap. Będę starał się organizować przynajmniej porównywalne wydarzenia.

Jakie są więc najbliższe plany twojej grupy promotorskiej?

- W lipcu planujemy zorganizować galę w kameralnym miejscu nad morzem. Zapowiada się bardzo ciekawie. Na ten moment mam zaplanowane dwie gale, ale chyba na tym poprzestaniemy, bo mam również do zrealizowania inne projekty poza sportowe.

Z naszych źródeł dowiedzieliśmy się, że przebywałeś ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Czy możesz nam zdradzić powody swojej wizyty za oceanem?

- Byłem w odwiedzinach u Andrzeja Gołoty i jego małżonki Marioli, ale głównym celem mojej wyprawy była premiera filmu "Endrju" na polskim festiwalu filmowym w Chicago. To dla mnie była bardzo podniosła uroczystość, cieszę się, że mogłem w niej uczestniczyć.

Jak wypadła premiera filmu dokumentalnego o Andrzeju Gołocie?

- Film cieszył się dużym uznaniem. Andrzej jest uwielbiany nie tylko w Polsce, tak samo owacyjnie witany jest również w Stanach Zjednoczonych.

Doszły nas słuchy, że znowu zamierzasz wrócić do klatki. Czy możesz potwierdzić swój występ dla federacji PLMMA?

- Potwierdzam, że wystąpię na finałowej gali PLMMA, która odbędzie się 27 grudnia w Częstochowie. W najbliższą środę zostanie przedstawiony mój przeciwnik. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że mój najbliższy rywal pochodzi z kickboxingu, nie ma wielkiego doświadczenia, jeśli chodzi o mieszane sztuki walki i w tym upatruję swoją szansę.

Termin walki oznacza, że w święta będziesz musiał zachować przy stole wyjątkowy umiar.

- Ale to może i dobrze, bo ja już mam sporą nadwagę – mam trochę kilogramów do zrzucenia. To dla mnie wystarczający argument, żeby wrócić do ciężkich treningów. Ja nie jem jakoś szczególnie dużo, ale jestem uzależniony od słodyczy. Na świątecznych stołach smakołyków nie brakuje, a ja będę musiał się powstrzymać, wyjdzie mi to tylko i wyłącznie na zdrowie.

Czy możemy spodziewać się kolejnego freak-fightu z twoim udziałem?

- Nie. Myśląc tymi kategoriami, to Pudzianowski i Saleta też nie są freakami. Jeżeli ktoś chciałby się przyczepić, że ja jakąś walkę stoczyłem jako freak-fight, to może z tym litewskim przygłupem (Robert Burneika – przyp. red.), ale to była pojedyncza sytuacja. Nie przypominam sobie innych freak-fightów z moim udziałem.

Ogłaszałeś już koniec kariery w mieszanych sztukach walki. Co skłoniło cię do powrotu?

- Ja ogłaszałem nawet zakończenie całej kariery sportowej, ale postanowiłem wrócić. Od tamtego czasu zanotowałem dwa zwycięstwa w boksie zawodowym i to spowodowało, że postanowiłem raz jeszcze spróbować sił w MMA. Wróciłem do gry i chcę sobie pewne rzeczy udowodnić, choć wiadomo, że moim przeciwnikiem nie będzie nikt z górnej półki.

Gdzie będziesz przygotowywał się do grudniowego występu?

- Do walki w Profesjonalnej Lidze MMA będę przygotowywał się u siebie w Częstochowie, a także w klubie Mirosława Oknińskiego. Przygotowania stricte pod starty w mieszanych sztukach walki rozpocząłem kilka dni temu, wcześniej zajęty byłem zupełnie innymi sprawami, między innymi organizacją pożegnalnej gali Andrzeja Gołoty.

Masz dobre relacje z trenerem Oknińskim?

- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek był na stopie wojennej z Mirkiem Oknińskim. Zawsze były między nami dobre relacje, z wyjątkiem tego, kiedy on przygotowywał Mariusza Pudzianowskiego do starcia ze mną. Po prostu byliśmy wtedy w przeciwnych obozach.

Jak Okniński przekonał cię do powrotu do MMA?

- Wszystko wyszło trochę spontanicznie. Odbyliśmy między sobą może ze trzy rozmowy. Zaczęło się od luźnej rozmowy, a skończyło się tym, że zakontraktowaliśmy walkę. To był pomysł Mirka, na który zgodziłem się, bo widzę w tym wszystkim swój cel. Uznałem, że warto spróbować.

Dlaczego uważasz, że warto? Chcesz wymazać czarną plamę po ostatnich twoich występach w tej formule?

- Do tej pory stoczyłem trzy walki w MMA - dwie przegrałem, a w jednej z nich, z Przemysławem Saletą, ze zwycięstwa mnie okradziono. Uważam, że w mieszanych sztukach walki także mogę wygrywać, choć to nie jest mój sport i nie można mnie nazywać zawodnikiem MMA. Traktuję to raczej jako ciekawostkę w swojej przygodzie ze sportem zawodowym. Startuję w mieszanych sztukach walki jako człowiek wywodzący się z boksu. Jeszcze 10 lat temu mało było zawodników, którzy ćwiczyli stricte MMA, natomiast zawodnicy z różnych sztuk walki konfrontowali się ze sobą.

Do twojego występu pozostał nieco ponad miesiąc. Czy to wystarczająco, żeby dobrze się przygotować?

- Gdybym walczył z zawodnikiem, który przekrojowo trenuje MMA, mógłbym się tym martwić. Ale ponieważ moim przeciwnikiem będzie ktoś, kto o MMA wie tyle co ja albo jeszcze trochę mniej, to warto spróbować.

W swoich dotychczasowych walkach nie miałeś za sobą publiczności. Za kim będzie widownia w twoim rodzinnym mieście?

- Nie zastanawiałem się nad tym, ale w ostatnich walkach bokserskich, które stoczyłem w Częstochowie, publiczność kibicowała mi. Dużą rolę w tym odgrywają media, które przed moim pojedynkiem z Pudzianowskim, wskazały mnie jako tego złego. Sport to trochę teatr, ale jeśli ktoś uważa mnie za jakiś czarny charakter, to niech tak pozostanie. Kibice mogą dopingować kogo tylko chcą.

A co dalej z boksem?

- Jak znam życie wrócę jeszcze do ringu. Dwukrotnie w ostatnim czasie otrzymywałem propozycję walki z Albertem Sosnowskim, ale musiałem odmówić bo przed pierwszym terminem miałem zaledwie trzy tygodnie na przygotowania. Z kolei za drugim razem miałem się z nim zmierzyć w Krakowie. Walkę proponował mi Piotr Werner, wysłał mi nawet do podpisania gotowy kontrakt. Niestety, kolidowało to z terminem mojej gali i musiałem grzecznie odmówić.

Z Sosnowskim macie chyba sobie coś do wyjaśnienia.

- Łącznie miałem nawet chyba trzy oferty walki z nim. Albert podczas występu w telewizji konsekwentnie temu zaprzeczał, ale nie wiem, dlaczego, bo dementując te informacje, wiedział, że kłamie. Nie widzę problemu, żeby skrzyżować z nim rękawice, choć nie mam jakiegoś szczególnego ciśnienia na walkę z nim, nie traktuje go jako wroga, ale kolegami na pewno nie jesteśmy kolegami.

Ale w jednym z programów telewizyjnych doszło między wami do wyraźnego spięcia.

- Bo nie wytrzymał jak mu ktoś powiedział prawdę w oczy. Podniósł krzesło, ja wstałem i on od razu z tym krzesłem wyhamował. Bokser, który chwyta za krzesło…

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×