4 kwarty z gwiazdą: Tomas van den Spiegel

Choć w Polsce spędził tylko pół sezonu, doskonale wrył się kibicom w pamięć. Zapamiętany został nie tylko ze względu na swój wzrost, choć niewielu tak wysokich koszykarzy przewinęło się przez polskie parkiety, ale przede wszystkim ze względu na umiejętność całkowitego zdominowania sfery podkoszowej. Tomas van den Spiegel to kolejny bohater serii "4 kwarty z gwiazdą".

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Choć wszelkie źródła podają, że oficjalnie koszykówką Tomas van den Spiegel zajął się mając 17 lat, tak naprawdę już dekadę wcześniej uganiał się za piłką. Był jednak przeciwieństwem typowych dzieciaków, które okrągłym przedmiotem obijają samochody sąsiadów na podwórkowych boiskach. Już od najwcześniejszych lat pieczę nad jego rozwojem sprawowali ojciec oraz dziadek. Po ponad dwudziestu latach widać, że opieka ta zdała egzamin.

Już w roku 1994 młody Belg zadebiutował na parkietach belgijskiej ekstraklasy, a po trzech latach był już graczem Sunair Ostenda - najlepszej ekipy w kraju. Choć sam początek na najwyższym szczeblu był trudny, ze względu na ciągłe problemy z kontuzjami, wynikające z szybkiego tempa wzrostu, pod koniec sezonu 1997/1998 gracz mógł pochwalić się pierwszym tytułem w karierze - Pucharem Belgii. Co warte zaznaczenia, pierwszym z wielu, gdyż już trzy lata później drużyna z Ostendy z van den Spiegelem w składzie wywalczyła dublet - mistrzostwo i puchar kraju. Mistrzostwo zostało również obronione w następnym roku.

Wówczas zawodnik stwierdził, że na rodzimym podwórku zdobył już wszystko, więc pora udać się na podbój Europy. Obrał kurs na ligę włoską i wybrał grę w Skipperze Bolonia. Spędził tam dwa lata i ponownie zmienił otoczenie. Tym razem padło na Lottomatikę Rzym. W stolicy Włoch w pierwszym sezonie mierzący 214 cm wzrostu gracz spisywał się przeciętnie, lecz kolejny rok był bardziej udany. Wszechstronne statystyki na poziomie 7 punktów, 5,3 zbiórki, 2,5 przechwytu i 1,1 bloku okazały się przepustką na najlepszego zespołu Europy - CSKA Moskwy.

Choć w "Armii Czerwonej" był "tylko" drugim centrem, trzy lata z rzędu udział w Finale Euroligi przełożone na dwa triumfy, a także trzy Mistrzostwa Rosji z pewnością spłaciły z nawiązką brak minut kosztem innych koszykarzy. Po półtorarocznym pobycie w Moskwie, van den Spiegel zdecydował, że czas grać jednak więcej i wybrał ofertę Prokomu Trefla Sopot. Warto zaznaczyć, że klub z Sopotu już we wcześniejszych latach próbował pozyskać koszykarza, lecz bezskutecznie. Sprowadzany w roli koszykarza solidnego, bardzo szybko pokazał, że jest w stanie całkowicie zdominować rywalizację środkowych w lidze. Ostatecznie nad polskim morzem spędził tylko pół sezonu (10,4 punktu i 7,6 zbiórki) i... powrócił do CSKA.

Na chwilę obecną Belg jest graczem Realu Madryt i po latach występów w zimniejszym klimacie, bardzo ceni sobie pobyt w słonecznym kraju. Prywatnie jest fanem francuskiego piłkarza Erica Cantony oraz dziennikarza telewizyjnego Louisa Theroux’a, a także byłego centra reprezentacji Chorwacji, Emilio Kovacicia. Co ciekawe, van den Spiegel jest poliglotą, władającym biegle kilkoma językami, m.in. angielskim, niemieckim, flamandzkim, włoskim czy rosyjskim.

PRZEDSTAWIENIE:

1. Nazywam się… Tomas van den Spiegel. Moje imię to jedno z najbardziej popularnych imion na świecie, tyle, że w każdym języku brzmi nieco inaczej. Spiegel zaś, z języka flamandzkiego oraz niemieckiego, oznacza lustro. Jak byłem młodszy to miałem z tym wiele problemów, bo niektórzy uważali to za świetny powód do robienia sobie ze mnie głupich żartów.
2. Urodziłem się… w miejscowości Gandawa, która leży we Flandrii, w północno-zachodniej Belgii. To miasto to najlepiej schowany sekret zachodniej Europy. Zaufaj mi - to naprawdę piękne miejsce, którego turyści jeszcze nie zdążyli odkryć. Ale może to lepiej, cały czas jest nieskazitelne i naturalne.
3. Kiedy byłem dzieckiem zawsze… może to wszystkich zadziwi, ale... zawsze grałem w koszykówkę (śmiech). Kozłowałem ten pomarańczowy przedmiot i kozłowałem. Może dlatego, mając taki wzrost, nie mam problemu z kozłowaniem na parkiecie.
4. Teraz, kiedy jestem starszy… na każdym kroku staram się być sobą, mimo że życie stawia przed nami różne okoliczności.
5. Kiedy byłem dzieckiem moim koszykarskim idolem był… jest tylko jeden taki zawodnik, nazywa się Larry Bird. Wychowywałem się w latach osiemdziesiątych, kiedy tak naprawdę w świecie koszykarskim liczyło się dwóch graczy - Magic Johnson i Larry Bird właśnie. Każdy kibicował, któremuś z nich. Ja wybrałem koszykarza Boston Celtics.

POCZĄTKI:

1. W koszykówkę zacząłem grać… w malutkim klubie Osiris Denderleeuw w roku 1985, kiedy miałem zaledwie 7 lat. W tą drużynę zaangażowani byli praktycznie wszyscy mężczyźni z mojej rodziny - mój ojciec, mój dziadek, a także wujek i ciotka pełnili najrozmaitsze funkcje w Osiris.
2. Wybrałem koszykówkę, ponieważ… koszykówka była naszą tradycją rodzinną. Bardzo szybko zainteresowałem się tym sportem i zakochałem się w nim.
3. Trenerem, który wpłynął na mnie w największym stopniu był… nie ma takiego jednego. Od każdego z trenerów starałem się nauczyć czegoś nowego, czegoś czego jeszcze nie umiem. Bo każdy szkoleniowiec jest inny i każdy ma inną filozofię gry.
4. Kiedy byłem młodszy nigdy nie chciałem przerwać przygody z koszykówką, bo… ja nadal uwielbiam grać w koszykówkę i zawsze uwielbiałem. Nie widzę żadnej różnicy między sobą teraz, a sobą dwadzieścia lat temu, kiedy stawiałem swoje pierwsze kroki. Wówczas to wszystko było dla mnie nowe, teraz już tak powiedzieć nie mogę, ale miłość nie wygasła. Nadal jest ten sam dreszcz emocji przed każdym meczem. Niech o mojej miłości do koszykówki świadczy to, że nie tylko w nią gram, ale każdą wolną chwilę, jeśli tylko jest okazja, poświęcam na oglądanie meczów z różnych lig.
5. Będąc młodym graczem zawsze marzyłem, że pewnego dnia będę grał w… może to trochę zaskoczy, ale nie marzyłem najpierw o jakiś konkretnym klubie. Moje pierwsze koszykarskie pragnienie to była gra w belgijskiej ekstraklasie. Nigdy nie przypuszczałem, że ten pułap osiągnę już jako 16-latek. To było coś niewiarygodnego. Nagle zacząłem biegać po parkiecie z koszykarzami, których do niedawna znałem tylko z telewizji. Po tym jak udało mi się wywalczyć miejsce w zespole, który grał na najwyższym szczeblu rozgrywek w kraju, zacząłem myśleć o grze w Sunair Ostenda (obecnie Base, wcześniej Telindus), moim ulubionym zespole. I znowu miałem jakieś niesamowite szczęście, bo zaledwie w wieku 19 lat udało mi się to!

DOŚWIADCZENIE:

1. Najlepszy mecz mojej kariery miał miejsce… nie ma takiego. Nie jestem w stanie wyszczególnić żadnych konkretnych spotkań, mogę to pytanie podciągnąć pod wywalczone tytuły. Tak więc każdy mecz, który dał mi mistrzostwo czy jakiś puchar jest najlepszym meczem w mojej karierze. I nie ma dla mnie znaczenia, który. W swojej karierze dwukrotnie byłem mistrzem Belgii, trzykrotnie mistrzem Rosji, dwa razy wywalczyłem Puchar Rosji oraz dwukrotnie sięgałem po Mistrzostwo Euroligi. Każda wygrana jest dla mnie równie ważna.
2. Najgorszy mecz mojego życia miał miejsce… zbyt wiele ich było, by wyszczególnić je w tym wywiadzie. Chyba nie starczyłoby miejsca (śmiech). Zresztą, w Polsce również było kilka nie najwyższych lotów.
3. Największy sukces mojego życia to… to, że co mecz mogę dawać z siebie wszystko, co najlepsze. Dostałem od życia jakiś talent i nie mogę go zmarnować, więc staram się zawsze grać najlepiej jak tylko potrafię.
4. Największa porażka mojego życia to… każda porażka. Dla kogoś, kto nie znosi przegrywać, a taką osobą jestem ja, każda porażka jest tak samo bolesna. Nie ma znaczenia czy przegrana jest jednym punktem czy to jakiś pogrom - kiedy schodzę z parkietu przegrany, nigdy nie czuję się dobrze.
5. Najlepszy klub, w którym miałem okazję grać to… oczywiście CSKA Moskwa. Kiedyś uważano Panathinaikos Ateny za najlepszy klub w Europie, ale to CSKA wygrało Euroligę dwukrotnie w ostatnich trzech latach. W ten zespół zainwestowano ogromne pieniądze, więc i oczekiwania były ogromne. Udało się jednak bardzo wiele osiągnąć. Drugim klubem, w którym miałem zaszczyt grać, a właściwie cały czas mam, to Real Madryt. "Królewscy" mają taką historię, jakiej nie ma żadna inna drużyna w Europie.

PRZYSZŁOŚĆ:

1. Obecnie mam… 31 lat, więc jestem dopiero na początku swojej drogi sportowej (śmiech). Tak na dobrą sprawę - nie planuję ile lat będę jeszcze grał. Nie ma sensu o tym myśleć, kiedy nadal jest się czynnym sportowcem. Zamierzam biegać po parkiecie jeszcze przez tyle lat, na ile pozwoli mi moje zdrowie. Wiadomo, jestem wysokim człowiekiem, a tacy niekiedy mają różne problemy z kręgosłupem czy kolanami. Mam nadzieję więc, że zostały mi chociaż do rozegrania z trzy-cztery sezony minimum.
2. Po zakończeniu kariery koszykarskiej zamierzam… a nad tym akurat już rozmyślałem. Wiadomo, nie można tego zostawić na później bo zawsze może przydarzyć się jakaś kontuzja, która natychmiast zmusi do odłożenia stroju sportowego na bok. Także - zastanawiałem się nad tym, ale póki co bez żadnych konkretów. Mam kilka opcji, ale jeszcze nie wybrałem. Plany są różne - od pozostania przy koszykówce do własnego biznesu.
3. Mamy rok 2019. Widzę siebie… jako głównego menedżera jednej z euroligowych drużyn. Ups... i właśnie wygadałem się co do tego, co chciałbym robić w przyszłości (śmiech). Ale fakt, to właśnie jest jedna z opcji. Wielu koszykarzy po karierze koszykarskiej zasiada w zarządzie jakiegoś klubu. Może to jest właśnie moja droga?
4. Marzę, że pewnego dnia… będę oglądał moje dzieci grające w koszykówkę. Chciałbym by robiły to, co kochają, ale mam nadzieję, że wybiorą mój sport.
5. Mając 60 lat będę żałował jedynie, że… mam takie powiedzenie: żałowanie przychodzi zawsze za późno. I to jest moja dewiza. Nie można martwić się czymś, nad czym już nie mamy kontroli, bo to nic nie daje. Myślę więc, że mając 60 lat nie będę żałował niczego.

W następnym odcinku: Emilio Kovacić - były gracz KK Zadar i reprezentacji Chorwacji.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×