Mam charakter wojownika - wywiad z Robertem Tomaszkiem, nowym środkowym Anwilu Włocławek

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
Wspomnieliśmy na początku, że Anwil to twój 16. klub w karierze. Dlaczego nigdzie nie zagrzałeś miejsca na dłużej?

- Lubię zwiedzać, lubię poznawać nowe miejsca. Na przykład - byłem dwa lata w Prostejovie w Czechach i uznałem, że muszę zmienić otoczenie, bo już wszystko widziałem, wszędzie byłem. I przeniosłem się do Nymburka. Ja już taki jestem, takie mam podejście, że chciałbym zobaczyć jak najwięcej miejsc, poznać jak najwięcej ludzi. I czasem podpisze nawet kontrakt za mniejsze pieniądze, byleby zagrać gdzieś tam, gdzie mnie nie było. Oczywiście, nie oznacza to, że do Włocławka przyjechałem tylko na rok. Jeśli trener będzie ze mnie zadowolony i ja też będę zadowolony ze współpracy z klubem, to wszystko może się zdarzyć.

Anwil miał w zeszłym sezonie spore problemy finansowe. To cię nie odstraszało?

- Liga ma odpowiednie przepisy. Jeśli klub chce zagrać w nowym sezonie, musi albo zapłacić zawodnikom wszystkie pieniądze, albo podpisać ugody, w których zobowiąże się do spłaty w przyszłości. Tak czy inaczej, prędzej czy później, koszykarze dostają więc swoje wynagrodzenie.

Trener Igor Milicić sprowadził cię także byś - jak to się potocznie mówi - "przytrzymał szatnię"?

- Zawsze tak było! Taka jest już moja natura, taki jestem. Nienawidzę przegrywać, mam charakter wojownika, zwycięzcy i nie mówię tego teraz, aby się komuś przypodobać. Tak po prostu jestem. Poza parkietem jestem miły, sympatyczny gość, lubię ludzi, ale na boisku nie ma znaczenia, że jesteśmy kumplami. Koszykówka to nasza praca i są pewne wymagania. A kibic przychodząc na mecz, płaci za bilet i trzeba mu odwdzięczyć się twardą grą. Porażki są w każdym sezonie, ale jak się walczy to można dużo wybaczyć.

"Ten zespół ma walczyć od pierwszej do ostatniej minuty" - to taki slogan, którego zawodnicy i trenerzy używają chyba za często.

- Bo trzeba to później przełożyć na parkiet. Prawda jest taka, że w Tauron Basket Lidze wygrywa ten, kto walczy w obronie. To jest klucz. Atak atakiem, ale nie trzeba być najlepszym w ataku, by wygrywać. Za to trzeba walczyć i nie odstawać w obronie, wtedy można dużo zyskać.

Jesteś doświadczony, grałeś w wielu miejscach, masz 34 lata, na boisku lubisz przepychać się na łokcie i nie boisz się walki - te cechy składają się na kapitana zespołu?

- Byłem już kapitanem, na przykład w Enerdze Czarnych Słupsk, ale powiedziałem wówczas za dużo w wywiadzie telewizyjnym i mnie wyautowali. Trudno. Ja jednak nawet jak nie byłem kapitanem, to nigdy nie bałem się mówić na głos tego, co myślę. Bo rzeczy trzeba nazywać po imieniu.

Kto jest najsilniejszym graczem w lidze?

- Jest nas kilku. Seid Hajrić, Adam Hrycaniuk, ja... Ale to nie ma znaczenia. Ja się nie wywyższam. Nawet jak gram przeciwko zawodnikowi silniejszemu od siebie, to nie odpuszczam. Jest walka, łokcie idą w ruch i gramy tak twardo dopóki sędzia nie wkroczy do akcji i nie wykona swojej pracy.

Jak reagujesz, gdy słyszysz opinie, że jesteś zawodnikiem tylko do walki, a jednocześnie pozbawionym umiejętności do gry w ataku?

- Nie reaguję. Pamiętam siebie z gry w Stanach Zjednoczonych. Wówczas miałem 75 procent skuteczności z gry. Gdy przyszedłem tutaj, to jak trenerzy mnie zobaczyli jaki jestem silny, to zaczęli mnie ustawiać tylko pod koszem i tak to jakoś się utarło. A ja też nie jestem taki, że gdy mam w zespole dobrego strzelca, to będę się pchał i zdobywał punkty. To nie jest moja rola. Ale też zapewniam, że pomimo tego, że mam już 34 lata, to będę ciężko pracował na treningach, ale być lepszy. Nie jest fajnie, gdy stoisz z piłką kilka metrów od kosza i widzisz, że twój obrońca odchodzi od ciebie, bo wie, że nie trafiasz z daleka.

Od czasu twojej gry w NCAA minęło trochę czasu. Nie miałeś przez te lata chęci udowodnić, że jesteś także graczem ataku?

- Jako wysoki żyję przede wszystkim z podań i dobrej gry rozgrywających. A ponadto, trzeba robić to, czego wymaga od ciebie trener. Koszykówka nie jest grą, w której każdy na parkiecie może robić to, na co ma akurat ochotę.

W Anwilu są dwie typowe jedynki.

- Bardzo się z tego cieszę. Z Robertem Skibniewskim grałem już w zeszłym roku w Śląsku Wrocław i byłem bardzo zadowolony, gdy podpisał z Anwilem, a ja też już wiedziałem, że praktycznie lada moment dogadam się z klubem. Myślę, że trener Igor Milicić buduje naprawdę ciekawy zespół, który będzie trudnym przeciwnikiem dla każdego.

Robert Tomaszek piątym Polakiem w talii Milicicia

Czy Robert Tomaszek jako zmiennik to dobry ruch Anwilu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×