Kamil Łączyński: Jak można mówić o ryzyku?
O minuty na parkiecie Kamil Łączyński będzie rywalizował z Robertem Skibniewskim. - Jak można mówić o ryzyku, gdy klub sprowadza byłego i aktualnego reprezentanta Polski? - pyta retorycznie gracz.
- Mimo wszystko, na pewno jest to oryginalny pomysł, bo po raz ostatni dwóch polskich rozgrywających grało w jednym klubie chyba w Polpharmie Starogard Gdański, gdzie spotkali się Tomek Śnieg i Marcin Nowakowski. Trzeba jednak pamiętać, że tamten zespół nie był budowany w oparciu o taką koncepcję. Marcin dołączył już w trakcie sezonu - dodaje zawodnik.
Łączyński i Skibniewski prowadzili kadrę Polski podczas zeszłorocznych eliminacji do EuroBasketu 2015. Trener Mike Taylor nie mógł skorzystać z Łukasza Koszarka, natomiast uznania w jego oczach nie znalazł Tomasz Śnieg. Amerykański trener preferował wówczas ustawienie, w którym to 32-latek był podstawowym playmakerem, a młodszy Łączyński wchodził z ławki. Czy tak będzie we Włocławku, czy jednak trener Igor Milicić wybierze odwrotny scenariusz, tego jeszcze nie wiadomo. A jak sytuację widzi "Łączka"?- Oczywiście, będzie między nami rywalizacja, ale uważam, że to będzie zdrowa rywalizacja. Nie chcę teraz odpowiadać na pytanie odnośnie tego, który z nas będzie starterem i ile minut będzie spędzał na parkiecie. Od tego jest trener, aby o tym decydować. Zresztą, chodzi o to, kto kończy mecz, a nie kto zaczyna. Kto jest podstawowym rozgrywającym, a nie pierwszym - tłumaczy 27-latek.
Podczas rozmowy nie mogło zabraknąć pytania o relacje między obydwoma zawodnikami. O ile w zeszłym sezonie obu koszykarzy połączył jeden cel, o tyle obecnego lata tylko Skibniewski otrzymał powołanie do kadry. Miejsca dla Łączyńskiego (wrócił Koszarek, naturalizowano A.J. Slaughtera) zabrakło. Czy ta sytuacja nie wpłynie negatywnie na sytuację we Włocławku?
- To jest w ogóle jakiś mit i sam nie wiem skąd takie informacje wypływają, że my się nie lubimy czy jeszcze coś gorszego. Owszem, gdy byliśmy w kadrze to nie trzymaliśmy się razem. Skiba miał swoją grupę, z którą przebywał, a ja swoją. Nie oznacza to jednak, że nie mogliśmy grać w jednym zespole. To absurd. Ostatnio też słyszałem, że jestem zły, że Robert zabrał mi miejsce w kadrze. Zgadzam się, byłem rozgoryczony, gdy dowiedziałem się, że nie ma dla mnie miejsca w drużynie narodowej - tym bardziej, że ostatni sezon miałem lepszy niż wcześniejszy - ale przecież nie byłem zły na Roberta! Powiem więcej, uważam, że za to jak Robert grał rok temu w kadrze, taka nagroda w postaci miejsca w obecnym zespole po prostu mu się należała - wyjaśnia Łączyński.
- We Włocławku będziemy mieli konkretny cel: sprawić, aby Anwil znów wrócił do play-off. I będzie na tym zależało zarówno mi, jak i Robertowi - kończy 27-latek.