Robert Skibniewski: Czasem warto wejść drugi raz do tej samej rzeki

W niedzielę wieczorem Robert Skibniewski oficjalnie podpisał kontrakt z Anwilem Włocławek. - Czasem warto wejść drugi raz do tej samej rzeki - mówi 32-letni rozgrywający Rottweilerów.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
- Najpierw porozmawiałem z trenerem Miliciciem, który opowiedział mi o swojej wizji zespołu, o mojej funkcji i o roli. Nie wchodziliśmy jednak głęboko w temat, trener dał mi czas do namyślenia. Potem zdzwoniliśmy się po raz drugi i rozmawialiśmy bardziej konkretnie. Następnie zadzwonił do mnie prezes Arkadiusz Lewandowski i ustaliliśmy szczegóły kontraktu - w ten sposób Robert Skibniewski opisuje chronologię wydarzeń, która doprowadziła go do podpisania kontraktu z Anwilem Włocławek.
W poprzednim sezonie Rottweilery zawiodły na całej linii - drużyna nie awansowała do play-off, wcześniej nie uczestnicząc także w rozgrywkach Pucharu Polski. Kilka tygodni temu Igor Milicić został wybrany jako ten, który ma odbudować klub i ponownie wprowadzić go do najlepszej ósemki.

- Wszyscy wiemy jaki to był poprzedni sezon dla Anwilu. Teraz każdemu zależy na tym, aby się odbić od tego 12. miejsca i awansować do play-off - mówi 32-letni rozgrywający, który indywidualnie także nie miał udanego zakończenia sezonu. Od lutego, gdy został zwolniony ze Śląska Wrocław, nie grał nigdzie w koszykówkę. - Nie wiem czy ja indywidualnie też muszę się odbić... Jeśli już to chyba tylko medialnie. O tym, co było we Wrocławiu nie chcę rozmawiać. Stało się i koniec. Dzięki tej przerwie na pewno będę bardziej wypoczęty i głodny gry we Włocławku.

Skibniewski ma za sobą krótki epizod w drużynie Rottweilerów. Reprezentant Polski podpisał kontrakt we Włocławku przed sezonem 2010/2011. Po dwóch meczach ligowych (łącznie dwa punkty i jedna asysta) obie strony rozwiązały jednak umowę, z czego zadowolony był gracz oraz ówczesny trener Igor Griszczuk. Mimo przykrych doświadczeń, 32-latek nie wahał się przy podejmowaniu decyzji.

- Trener bardzo mocno chciał mnie w zespole. To wystarczyło. Mam nadzieję, że to będzie dla mnie dużo lepszy sezon, niż kilka lat temu. Przypadek Russella Robinsona w Stelmecie czy Przemka Frasunkiewicza we Włocławku pokazuje, że czasem dwa razy do tej samej rzeki warto jednak wejść. Poza tym minęło kilka lat. Są inni ludzie w klubie, jest inny trener. Tym razem taki, który zobrazował sprawę jasno i ja to szanuję - komentuje koszykarz.

Zatrudniając Skibniewskiego, Anwil Włocławek postawił - co bardzo rzadkie w Tauron Basket Lidze - na dwie polskie jedynki. Obaj gracze z powodzeniem występowali rok temu w kadrze narodowej i obecnie trener Milicić liczy, że tamta współpraca zaowocuje we Włocławku.

- Można powiedzieć, że sytuacja jest trochę ryzykowna, ale jeśli wypali - wszyscy będą bić brawo. Między mną, a Kamilem nigdy nie było żadnych niesnasek, żadnych problemów. Natomiast obaj mamy ten sam cel - by Anwil wygrywał i wrócił do play-off. Nie chcę też odpowiadać na pytanie kto będzie pierwszym playmakerem. Tym zajmie się Igor Milicić. Ja nie zamierzam być, z racji tego, że jestem starszy, żadnym mentorem dla Kamila. To raczej trener Milicić, kiedyś wspaniały rozgrywający, może być mentorem dla nas obu - kończy nowy nabytek Rottweilerów.

Polski duet rozgrywających w Anwilu - Skibniewski na pokładzie

Czy Robert Skibniewski i Kamil Łączyński w jednym zespole to dobry pomysł?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×