Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. VII

Kampania 1990/91 nie była szczęśliwa ani dla Isiah, ani dla Pistons. Kontuzja nadgarstka wykluczyła rozgrywającego z niemal połowy sezonu zasadniczego, a Tłoki tym razem nie obroniły tytułu.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Statystyki Thomasa nie wyglądały źle - 16,2 punktu, 9,3 asysty, 3,3 zbiórki oraz 1,6 przechwytu, dzięki czemu ekipa ze stanu Michigan po raz kolejny zameldowała się w finale Wschodu. Podopiecznym Chucka Daly'ego znów przyszło się zmierzyć z Chicago Bulls, ale uczący się na błędach Michael Jordan i spółka nie dali sobą pomiatać i zwyciężyli gładko 4-0. Dotkliwe porażki w sporcie się zdarzają, dlatego Bykom ciężko było zrozumieć zachowanie przeciwników, którzy nie pogratulowali zwycięzcom choćby poprzez zwykły uścisk dłoni. - Oni nie okazali nam żadnego szacunku, więc dlaczego my mieliśmy to zrobić? - pytał retorycznie Isiah tuż po końcowej syrenie. Urodzony w "Wietrznym Mieście" point guard starał się jednak nie robić wielkiej tragedii z niepowodzenia swojej drużyny - w końcu zespół zdobywający mistrzostwo dwa razy z rzędu ma prawo do chwili słabości. - Mam zamiar odpocząć fizycznie i psychicznie - mówił Thomas po zakończeniu kampanii 1990/91. - Powygrzewam się trochę w słońcu. Większość ludzi nie wie, co to znaczy pracować pod ciągłą presją. Nie sądzę również, że ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tego, przez co musieliśmy przechodzić w ostatnich latach. To okrutna forma tortur i ciężko ją porównać z czymkolwiek. W kuluarach sporo się też mówiło na temat możliwej zmiany otoczenia przez niespełna trzydziestoletniego wówczas zawodnika. Ostatecznie nic takiego się nie stało i "Zeke" w kolejnych rozgrywkach ponownie przywdział strój Tłoków.
Mało który sportowiec nie marzy o reprezentowaniu swojego kraju w igrzyskach olimpijskich, a Isiah należał do osób, którym bardzo zależało na zdobyciu jakiegoś medalu dla Stanów Zjednoczonych. W 1980 roku jego wyjazd do Moskwy wykluczyły względy polityczne, więc kolejna szansa pojawiła się dopiero po zmianie przepisów FIBA, które przed zaplanowanymi na lato 1992 roku zmaganiami w Barcelonie dopuściły do rywalizacji zawodowców z NBA. Thomasowi nigdy nie było jednak dane zaznać smaku olimpijskiej walki, gdyż nie otrzymał on powołania do reprezentacji USA biorącej udział w igrzyskach w stolicy Katalonii. Pierwszym trenerem kadry ochrzczonej "Dream Teamem" został Chuck Daly, a dwunastka jego znakomitych chłopaków to: Charles Barkley, Larry Bird, Clyde Drexler, Patrick Ewing, "Magic" Johnson, Michael Jordan, Christian Laettner, Karl Malone, Chris Mullin, Scottie Pippen, David Robinson i John Stockton. Jednym taka lista wydawała się jak najbardziej słuszna, a innym nie podobała się obecność na niej będącego zawsze w cieniu "Jego Powietrzności" Pippena czy Laettnera, który był uważany za czołowego zawodnika akademickiego. Ci drudzy najchętniej widzieliby w składzie wciąż prezentującego wysoki poziom rozgrywającego Detroit Pistons - Isiah Thomasa. Gdy ostatecznie stało się jasne, że "Zeke" nie pojedzie do Barcelony, za głównego winowajcę takiego obrotu spraw zaczęto uważać... Michaela Jordana. Lider Chicago Bulls nie przepadał za zawodnikiem Tłoków i mówiono, iż wykorzystał swoje wpływy, żeby zemścić się na Thomasie za wiadomą sytuację z Meczu Gwiazd w 1985 roku. Ciężko jednak w to do końca uwierzyć, gdyż obecny w zespole "Magic" Johnson uchodził za wielkiego przyjaciela Isiah, a filigranowy point guard był dodatkowo etatowym graczem ligowej drużyny prowadzonej przez coacha Chucka Daly'ego. Oskarżenia padły również pod adresem innego asa Byków, Scottiego Pippena, który stwierdził ponoć, że nie nie wystąpi na igrzyskach, jeśli Isiah będzie w tej samej drużynie. - Chyba nigdy dotąd nie było we mnie tylu emocji naraz - komentował Thomas listę powołanych do "Dream Teamu". - Nie jest to najbardziej rozczarowujący moment w moim życiu, ale naprawdę niewiele brakowało. To gorzka pigułka do przełknięcia i mam nadzieję, że szybko przestanę czuć jej smak. "MJ" wielokrotnie był pytany o sytuację z "Zeke", lecz za każdym razem mówił, że to nie on zadecydował o tym, iż ówczesny rozgrywający Pistons zmagania w Barcelonie mógł śledzić jedynie w domu przed telewizorem. - Wszystko co mogę zrobić, to uwierzyć Michaelowi na słowo - twierdzi Isiah po latach. - On powiedział, że pominięcie mnie nie było jego sprawką i dla świętego spokoju muszę wierzyć w te słowa. Pragnąłem być częścią "Dream Teamu", ale nie otrzymałem takiej szansy. Rzeczywistości jednak nie dało się oszukać i prawda była taka, że wśród członków barcelońskiej kadry Stanów Zjednoczonych Thomas miał więcej wrogów niż przyjaciół. W sezonie 1991/92 Tłoki pożegnały się z marzeniami o tytule już w pierwszej rundzie play-off's, przegrywając 2-3 z New York Knicks. Nieco wcześniej natomiast zmierzyły się z Utah Jazz, kiedy to lider Jazzmanów, Karl Malone, wyprowadził cios łokciem, po którym Isiah musiał mieć założonych czterdzieści szwów w okolicach oka. - On zrobił to specjalnie i za to go nie lubię - grzmiał "Zeke".
Całej prawdy o pominięciu Isiah Thomasa przy selekcji do legendarnego "Dream Teamu" prawdopodobnie nie poznamy jeszcze przez wiele lat, gdyż nie zdołał jej odkryć nawet film dokumentalny, mający premierę w 2012 roku. Tymczasem życie musiało toczyć się dalej, aż nastała kampania 1992/93, w której na stanowisku głównego coacha Pistons nie było już Chucka Daly'ego. Twórca potęgi "Bad Boys" ustąpił miejsca Ronowi Rothsteinowi, a "Źli Chłopcy" z drużyny bijącej się o najwyższe cele spadli na dziesiąte miejsce w Konferencji Wschodniej, co oznaczało brak awansu do play-off's. "Zeke" dostarczał średnio 17,6 "oczka", 8,5 kluczowego podania, 2,9 zebranej piłki oraz 1,6 "kradzieży". Wciąż potrafił wiele dać zespołowi, choć do formy z najlepszych lat trochę mu brakowało.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×