Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. IV

- W Pistons nie ma ani jednego zawodnika, któremu mógłbym podać piłkę - żartował Isiah jeszcze przed parafowaniem kontraktu w NBA. To jednak właśnie Thomas miał sprawić, że zespół zacznie wygrywać.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Obawy o to czy filigranowy rozgrywający poradzi sobie wśród zawodowców zostały rozwiane już w pierwszym meczu sezonu zasadniczego, kiedy to Tłoki rozprawiły się przed własną publicznością z Milwaukee Bucks 118:113. Gracz rodem z Chicago uzbierał wówczas aż 31 "oczek", przejmując pełną kontrolę nad ofensywą teamu prowadzonego przez Scotty'ego Robertsona. - W zasadzie nie skupiam się na liczbie zdobytych przez niego punktów - coach oceniał postawę debiutanta. - Bardziej interesuje mnie ten drugi aspekt, czyli sprawowanie pieczy nad akcjami ofensywnymi. To jest jego główne zadanie. Gdybym powiedział, że Isiah zagrał dobry mecz, to bym go nie docenił. Postawą żółtodzioba zachwyceni byli nie tylko ludzie związani z klubem ze stanu Michigan. - Nie ma wątpliwości, że to zawodnik, który sprawia, iż jego koledzy z zespołu wspinają się na wyżyny swoich umiejętności - twierdził Quinn Buckner, ówczesny rozgrywający Milwaukee Bucks. - On potrafi myśleć na boisku. Dobrze również udaje, że jest faulowany. Sędziowie nie dowierzają, iż tak młody gracz może być tak doświadczony w tej sztuce, ale taka jest prawda. Spotkanie przeciwko Kozłom nie rozpoczęło się dobrze dla Tłoków, które pierwszą kwartę przegrały aż 24:38. W kolejnych ekipa Scotty'ego Robertsona odrobiła jednak straty, a mądra gra pozwoliła w końcówce wypracować nawet niewielką przewagę, która utrzymała się do końcowej syreny. - Czuję się całkiem nieźle - mówił Isiah chwilę po tym jak zwycięstwo Pistons na inaugurację sezonu 1981/82 stało się faktem. - Udało mi się osiągnąć to co chciałem, więc teraz mogę na chwilę usiąść i odpocząć.
Ze względu na siedzibę koncernu General Motors miasto Detroit w przeszłości należało do najważniejszych ośrodków przemysłu samochodowego. W 1950 roku liczyło sobie niemal dwa miliony mieszkańców, lecz postępująca deindustrializacja sprawiła, że do dnia dzisiejszego ludności ubyło o ponad połowę. Gdy Pistons wybierali w drafcie Isiah Thomasa, sytuacja wyglądała jeszcze całkiem nieźle, a Tłoki swoje spotkania rozgrywały na zadaszonym stadionie Pontiac Silverdome. - Na mecze przychodzi po dziesięć tysięcy kibiców, a obiekt może pomieścić osiem razy tyle - Isiah żalił się pół żartem, pół serio. Prawda jednak jest taka, że nawet przed niezbyt dużą liczbą fanów Thomas czułby wielką tremę, gdyby jego debiutu w lidze zawodowej nie poprzedził szereg spotkań kontrolnych. - Nie denerwowałem się zbytnio - opowiada o swoim pierwszym występie w NBA. - Większe napięcie czułem w trakcie meczów przedsezonowych. Dziękuję Bogu, że mogłem wziąć udział w tych potyczkach.

Przed przybyciem "Mikrusa" do stanu Michigan Pistons cztery wcześniejsze kampanie kończyli na minusie, nie kwalifikując się do play-off's. Sezon 1980/81 w ich wykonaniu był fatalny, gdyż zakończył się bilansem 21-61 - najgorszym w Konferencji Wschodniej. W następnym Scotty Robertson oprócz Isiah Thomasa miał do dyspozycji graczy takich jak Kelly Tripucka, Kent Benson, John Long, Phil Hubbard, Bill Laimbeer, Edgar Jones, Vinnie Johnson czy Ron Lee. Ten team miał sprawić, że chłopcy do bicia staną się wreszcie zespołem chociaż na miarę pierwszej rundy play-off's. Kampania 1981/82 zaczęła się całkiem nieźle, gdyż Tłoki wygrały swoje trzy pierwsze mecze, a po ośmiu legitymowały się całkiem dobrym bilansem 8-5. Dzięki oczekiwanemu od wielu lat pozytywnemu otwarciu rozgrywek, gazety oszalały na punkcie rozgrywającego z Chicago, a na trybunach Pontiac Silverdome zaczęło zasiadać niemal o połowę więcej kibiców niż zazwyczaj. Lokalna prasa prześcigała się natomiast w wymyślaniu nagłówków poświęconych byłemu podopiecznemu Bobby'ego Knighta. "Niech żyje Isiah, nasz zbawiciel!", brzmiał jeden z tych hurraoptymistycznych.

Zaangażowanie Thomasa wyraźnie odmieniło sytuację Pistons, ale pisanie o koszykarskiej gorączce, która zapanowała w mieście, byłoby już lekkim nadużyciem. Niemniej jednak niewielkich rozmiarów point-guard szybko stał się ulubieńcem publiczności, a za uwielbienie odpłacał się nie tylko dobrą grą, ale i uśmiechem od ucha do ucha, który towarzyszył jego poczynaniom od pierwszej do ostatniej minuty każdego spotkania. Z tego właśnie powodu prasa zaczęła nazywać go "aniołem z brudną twarzą" lub "zabójcą o anielskim uśmiechu". Isiah tymczasem koncentrował się na jak najlepszych występach oraz... podpisywaniu kontraktów reklamowych. Szacuje się, że za pierwszą umowę z producentem obuwia, firmą Converse, zainkasował około sto tysięcy dolarów. Występujący z numerem "11" Thomas w pojedynkę nie mógł wiele osiągnąć. Na szczęście miał obok siebie kogoś takiego jak Kelly Tripucka, który został wybrany przez Pistons w tym samym drafcie co Isiah. Niski skrzydłowy notował średnio ponad 21 punktów, a jego zdobycze często były zasługą idealnych podań "Mikrusa". - Isiah i ja nie zostaliśmy stworzeni, żeby ponosić porażki - mówił w jednym z wywiadów.
- Ludzie nie mają pojęcia, jak wyczerpująca jest gra w lidze zawodowej i jak męczące potrafią być ciągłe podróże - Thomas opowiadał o swych trudnych początkach w NBA. - Ja gram dla zabawy i nagle odkryłem czym jest presja, bo zacząłem otrzymywać wynagrodzenie za swoje występy. Czasem trzeba grać trzy mecze pod rząd w trzech różnych miastach, a fani zawsze wymagają od ciebie stuprocentowego poświęcenia. Możesz być zmęczony lub kontuzjowany, ale to nie jest żadną wymówką. Choć Tłoki w zmaganiach 1981/82 ostatecznie wypracowały bilans 39-43 i nie zakwalifikowały się do play-off's, to Isiah mógł być z siebie dumny. Zdobywał średnio 17 punktów, dokładając do tego 7,8 asysty, 2,9 zbiórki oraz 2,1 przechwytu. Znakomite statystyki pozwoliły mu na występ w lutowej All-Star Game. "Mikrus" znalazł się w pierwszej piątce Wschodu u boku takich sław jak Julius Erving, Larry Bird, Tiny Archibald oraz Artis Gilmore. Ponadto młody rozgrywający załapał się do pierwszej piątki debiutantów, a magazyn Sporting News uznał go za najlepszego pierwszoroczniaka sezonu. - Nigdy nie myślałem o tym, że zostanę wybrany debiutantem roku lub znajdę się w teamie najlepszych pierwszoroczniaków - opowiada. - Po prostu starałem się pomagać drużynie, a te wyróżnienia to pokłosie tego.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×