Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. III
Dla amerykańskich koszykarzy jednym z największych zaszczytów jest możliwość reprezentowania kraju na igrzyskach olimpijskich. Isiah nie należał do wyjątków i również śnił o złotym krążku na szyi.
Droga do zwycięstwa nie była jednak usłana różami. Ekipa z Indiana University od początku sezonu radziła sobie w kratkę, choć u progu rozgrywek wszyscy zachwycali się potencjałem Hoosiers i w pierwszej kolejności sadzali ich na ligowym tronie. Rzeczywistość zweryfikowała imperatorskie zapędy sympatyków teamu Bobby'ego Knighta, co poskutkowało olbrzymią falą krytyki w mediach. Tymczasem Thomas pojawiał się na ustach ludzi zajmujących się akademickim basketem nie ze względu na bezbłędną grę, a w związku z rozmaitymi incydentami, takimi jak niesportowy faul na Stevie Krafcisinie z Iowa czy wymiana ciosów z Rooseveltem Barnesem z Purde. Pewnego dnia poróżnił się również ze szkoleniowcem, w efekcie czego z hukiem wyleciał z treningu.
Rozgrywającego Hoosiers na antenie stacji NBC otwarcie krytykował m.in. legendarny coach akademicki Al McGuire. Twierdził on, że Isiah jest przemęczony, bo w ostatnich dwóch latach w wakacje grał w basket zamiast odpoczywać. Koszykarz jednak w ogóle nie przejmował się tymi słowami. - To tylko jego opinia - twierdził. - Nie sądzę, żebym był przemęczony. Jedyne co mnie rozprasza, to porażki. Kiedy przegrywamy, często widzę siebie jako głównego winowajcę. Zawodnicy reprezentujący IU ostatecznie wzięli się w garść i spełnili pokładane w nich nadzieje. Jedenaście ostatnich spotkań rozstrzygnęli na swoją korzyść, z czego pięć przypadło na turniej NCAA, który decydował o wszystkim.
Bobby Knight często nazywał Thomasa "Mikrusem". Isiah jak na koszykarza rzeczywiście nie grzeszył wzrostem, ale za to należał do zawodników o wielkim sercu do gry. Pochodzący z "Wietrznego Miasta" point-guard w kampanii 1980/81 otrzymał grad wyróżnień indywidualnych, a najważniejsze to nominacja do pierwszej piątki konferencji Big Ten i pierwszego zespołu All-American oraz tytuł MVP turnieju NCAA. Dla młokosa takie nagrody nie miały jednak większego znaczenia, gdyż najbardziej liczył się dla niego sukces Hoosiers. - To bardzo miłe, ale co mi po tych wyróżnieniach? - pytał retorycznie. - Dla mnie najważniejsze jest wywalczenie tytułu i kiedy mi się to uda, wtedy plan uważam za wykonany. Koniec końców Thomas mógł być dumny zarówno z siebie, jak i z zespołu. Po końcowej syrenie finałowego spotkania pomiędzy Indiana Hoosiers a North Carolina Tar Heels trener pokonanej ekipy przyznał: - Isiah to jeden z najlepszych rozgrywających w historii akademickiego basketu.