Rzadko się mylę - rozmowa z Dariuszem Kaszowskim, trenerem Sokoła Łańcut

- Przed sezonem miałem obawy, ale gdy zobaczyłem zaangażowanie moich zawodników to byłem o wiele spokojniejszy - tłumaczy w rozmowie z naszym portalem Dariusz Kaszowski.

Jakub Artych
Jakub Artych

Jakub Artych: Pierwszy etap rozgrywek Sokół Łańcut zakończył na drugim miejscu. Spodziewał się pan przed sezonem tak dobrego wyniku?

Dariusz Kaszowski: W tym sezonie postawiłem zawodnikom za cel zajęcie miejsca w pierwszej czwórce. Na początku można było powiedzieć, że był to cel na wyrost. Mieliśmy całkiem nowy zespół, odeszło z naszej drużyny pięciu zawodników. Jeśli chodzi o nowych graczy to do końca nie wiedzieliśmy czego się można po nich spodziewać. Cel był ambitny, ale jak się okazało jak najbardziej do zrealizowania.
Przed rozgrywkami z drużyną pożegnał się między innymi Michał Baran czy Damian Pieloch. Miał pan związku z tym obawy przed startem I ligi?

- Warto przypomnieć, iż nie tylko ta dwójka opuściła Sokół. Odszedł od nas też Łukasz Pacocha, Kacper Młynarski i Piotrek Miś. Jest to pięciu znaczących zawodników, którzy stanowili o sile naszej drużyny.

Zespół budowało się bardzo ciężko. Wielu graczy łudziło się, iż po rozszerzeniu ekstraklasy będzie im zdecydowanie łatwiej znaleźć pracę na parkietach I ligi. Rozmowy były bardzo trudne. Priorytetem transferowym był dla mnie Szymon Rduch. Znałem jego możliwości i uważałem, że może on stanowić o ile Sokoła. Szybko postawiłem również na Dawida Bręka, który miał problemy zdrowotne. Wiedziałem, że na niego będę musiał poczekać nieco dłużej. Fajnie, że później udało się zakontraktować graczy, którzy zadomowili się w pierwszej piątce: Karola Szpyrkę czy Rafała Kulikowskiego. Do tego dołączył do nas Marcin Pławucki oraz Przemysław Wrona, którzy mieli momenty dobrej gry. Miałem obawy, ale gdy zobaczyłem zaangażowanie moich zawodników to byłem o wiele spokojniejszy.

Największym pana sukcesem jest z pewnością Szymon Rduch, który miał za sobą bardzo przeciętny sezon w Kutnie. Miał pan pewność, że Szymon tak szybko odżyje na Podkarpaciu?

- Pewności nigdy nie ma, ale lubię stawiać na chłopaków, których obserwuje i znam ich możliwości. Fajnie, że to zafunkcjonowało. Rzadko zdarzało się, aby jakiś mój transfer okazał się niewypałem. Uważałem, że Szymona stać na dużo i nie pomyliłem się.

A Dawid Bręk? Wiadomo było, że rozgrywający potrzebuje dużo czasu, aby dojść do swojej optymalnej formy.

- Mieliśmy ogromne problemy z zakontraktowaniem dobrego gracza na pozycję numer jeden. To było moje duże ryzyko. Największą zagadką był czas powrotu Dawida po kontuzji. Na początku ustaliliśmy, że rehabilitacja będzie przebiegała szybciej, gdyż mieliśmy wtedy tylko jednego gracza na tą pozycję. Później jednak udało się zakontraktować Karola Szpyrkę i Marcina Pławuckiego, więc nie było ciśnienia, aby Dawid szybko do nas dołączył. Daliśmy zawodnikowi dużo czasu na rehabilitację i liczyliśmy na niego od stycznia. Ryzyko było ale wszystko udało się bardzo dobrze.

Pozytywną postacią Sokoła był z pewnością Karol Szpyrka. Jak dużo zespół z Łańcuta straci w play-offach bez tego rozgrywającego?

- Na pewno dużo straci. Był to przywódca zespołu, który brał na siebie ciężar gry w ataku, bardzo mądrze bronił, dużo podpowiadał na boisku. Komunikacja między mną a Karolem też przebiegała bardzo dobrze, przenosił moje myśli na parkiet. Tracimy dużo, ale myślę, że jesteśmy w stanie go godnie zastąpić. Świadczą o tym nagrody indywidualne na portalu sportowefakty.pl dla Marcina Pławuckiego czy Dawida Bręka. Potencjał zawodników na pozycji numer jeden jest dość duży. Wiadomo jednak, że gdybyśmy mieli Karola to nasza rotacja byłaby sporo większa.
Kaszowski: Mamy duży potencjał na pozycji numer jeden Kaszowski: Mamy duży potencjał na pozycji numer jeden
Już w sobotę startuje faza play-off. Jakie ma pan oczekiwania co do najbliższych meczów?

- Ambicje mamy na pewno duże. Liga pokazała, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym zespołem. Ze wszystkimi drużynami w tym sezonie mamy dodatni bilans. Mamy wygrane dwa spotkania, albo w małych punktach jesteśmy lepsi. Świadczy to o sile naszego zespołu. Naszym podstawowym celem jest przejście naszego pierwszego przeciwnika. Rosa pokazała, że jest nieobliczalna i trzeba być mocno skoncentrowanym, aby awansować do kolejnej rundy. Dalekich celów nie mamy, skupiamy się na najbliższym rywalu.

Beniaminek z Radomia to z pewnością niewygodny rywal. W rundzie zasadniczej Rosa potrafiła sprawić nie jedną niespodziankę. Obawia się pan nieobliczalności tych zawodników?

- Dokładnie. Wolałbym grać z doświadczonym zespołem z Sosnowca, znam ich wszystkich graczy od podszewki. Młodzi zawodnicy z kolei są nieobliczalni. Wiemy, że stać ich na bardzo dużo i pod tym kątem będziemy się przygotowywać. Na pewno nie zlekceważymy przeciwnika. Nasza porażka w rundzie rewanżowej w Radomiu pokazuje, że jest to silny zespół. Jestem dobrej myśli i chcemy potwierdzić naszą dobrą formę.

Co będzie kluczowe w tych spotkaniach? Wydaje się, iż mocnym punktem Sokoła może być doświadczenie.

- Z jednej strony tak, ale ich nieprzewidywalność może być znacząca. Moi zawodnicy nie z jednego pieca chleb jedli i doświadczenie będzie po naszej stronie. Mamy nadzieję, że ich pokonamy.

Drużyna z Krosna może zaistnieć w TBL - rozmowa z Adamem Parzychem, graczem Miasta Szkła Krosno

Czy Sokół Łańcut dwa razy na własnym parkiecie pokona UTH Rosę Radom?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×