Mihailo Uvalin: Jest mi trochę wstyd, że byłem częścią tego widowiska

W piątkowy wieczór beniaminek ze Szczecina poniósł rekordową porażkę z Rosą Radom. - Jesteśmy w trudnym położeniu, ponieważ nie walczymy już o żadne konkretne cele - mówi trener King Wilków Morskich.

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski
W spotkaniu otwierającym 26. kolejkę beniaminek ze Szczecina poniósł rekordową, bo najwyższą porażkę w bieżącym sezonie Tauron Basket Ligi, przegrywając aż 44 punktami. - To był mecz bez większej historii. Na parkiecie znajdowała się tylko jedna drużyna, która grała w koszykówkę, i to na bardzo dobrym poziomie przez całe spotkanie - przyznał Mihailo Uvalin.
King Wilki Morskie Szczecin nie miały nic do powiedzenia w starciu z Rosą. - Nie przypominam sobie takiego pojedynku w całej swojej przygodzie z basketem, aby drużyna zanotowała skuteczność na poziomie 83 procent. To było spowodowane naszą bardzo słabą postawą w obronie i świetną dyspozycją Rosy w ataku - podkreślił szkoleniowiec. Radomianie trafili 24 na 29 prób "za dwa" oraz 18 na 33 z dystansu.Beniaminek znajduje się obecnie na trzynastym miejscu z dorobkiem 33 "oczek" i nie ma już szans na udział w fazie play-off. - Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ zespół nie walczy już o żadne konkretne cele. Trudno wtedy o odpowiednią reakcję zawodników na wydarzenia na parkiecie - zaznaczył Uvalin.
Po meczu z Rosą Uvalin nie miał wesołej miny Po meczu z Rosą Uvalin nie miał wesołej miny
W piątkowy wieczór z bardzo dobrej strony zaprezentował się Paweł Kikowski, zdobywca 27 punktów i był on praktycznie jedynym zawodnikiem przyjezdnej ekipy, który zasłużył na słowa uznania. - Z jednej strony gracze mogą wtedy dać sygnał do ataku indywidualnymi akcjami, ale z drugiej może być wręcz odwrotnie - powiedział serbski opiekun.

Kilku koszykarzy King Wilków Morskich zagrało na bardzo słabym poziomie. - Spojrzałem w statystyki i okazuje się, że byli zawodnicy w naszych szeregach, którzy mieli 0/6, 0/8 z gry. Pojawia się pytanie, czy byli nieprzygotowani do tego meczu, ich głowy nie były przygotowane, czy po prostu im nie zależało - trener próbował dociec przyczyn kiepskiej postawy.

Po ostatniej syrenie Uvalin nie mógł mieć zadowolonej miny. - Źle się z tym czuję i jest mi trochę wstyd, że byłem częścią tego widowiska. Nie jestem w dobrym nastroju. Takie jest jednak życie. To nie jest koniec świata - zakończył.

Karol Pytyś mógł być w Księdze Rekordów Guinnessa

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×