PGE Turów żądny zemsty i godnego pożegnania

Z nadzieją na zajęcie 5 miejsca w grupie przystąpią do starcia z Armani Mediolan mistrzowie Polski. PGE Turów chce zwycięstwa z jeszcze jednego powodu - jest żądny zemsty za porażkę we Włoszech.

Patryk Kurkowski
Patryk Kurkowski

Zwracaliśmy już uwagę na to wielokrotnie, ale także tym razem nie wypada o tym zapomnieć. Jak na debiutanta zespół Miodraga Rajkovicia wcale nie spisał się źle. Zgorzelczanie w wielu spotkaniach walczyli, ale rywale byli po prostu silniejsi. FC Barcelona, Panathinaikos Ateny czy Fenerbahce Ulker Stambuł to przecież zupełnie inna półka. Cała trójka jest nastawiona na sukces w tych rozgrywkach.

Mistrzowie Polski dotychczas odnieśli jedno zwycięstwo. Można powiedzieć, że to niewiele i bilans jest naprawdę koszmarny. Tyle że trzeba jednak zrozumieć, iż PGE Turów po raz pierwszy znalazł się w tych rozgrywkach. Poza tym EA7 Emporio Armani Mediolan, z którym nasza drużyna zmierzy się na koniec pierwszej rundy Euroligi, to również etatowy uczestnik, posiadający w dodatku znacznie większy budżet. To ma ogromne znaczenie.
Zgorzelczanie jedyną wygraną odnieśli w starciu z Bayernem Monachium. Przed tygodniem gracze Rajkovicia stanęli przed szansą na drugie zwycięstwo w konfrontacji z tym rywalem, ale - mimo dobrej postawy przez większość spotkania - nie udało się utrzymać korzystnego rezultatu. To oznacza, że PGE Turów w najlepszym przypadku zajmie piąte miejsce w grupie. Warunki są dwa - musi wygrać swoje spotkanie i liczyć na porażkę ekipy z Monachium, co zresztą jest całkiem prawdopodobne.

Zapewne to banał, ale o wygraną nie będzie łatwo. Co prawda zespół Luci Bianchiego nie ma już szans na poprawę swojej lokaty w tabeli (ma gorszy bilans meczów z Panathinaikosem Ateny), ale to przecież nie oznacza, iż odpuści mecz w Lubinie. Zresztą PGE Turów już raz się przekonał o sile włoskiego klubu. W pierwszym starciu nasz zespół przegrał 71:90, a świetnie wówczas spisali się Alessandro Gentile i Joe Ragland. W rewanżu nie tylko na nich trzeba uważać. Jeszcze lepszą grę prezentują w tym sezonie Daniel Hackett i Samardo Samuels.

- Chcemy się zemścić i pokazać się z jeszcze lepszej strony niż we Włoszech. Moja drużyna zawsze walczy i mimo że to nasz ostatni mecz w Eurolidze, wierzę, że będziemy uczestniczyć w tych rozgrywkach ponownie w przyszłości - powiedział przed meczem trener Rajković.

Atutem mistrzów Polski z pewnością będzie gra przed własną publicznością, choć nie we własnej nowej hali. Na początku rozgrywek ze świetnej strony prezentowali się Damian Kulig (był przez moment nawet najlepszym strzelcem Euroligi) i Mardy Collins. Tyle że później gra tego pierwszego stała się dość czytelna, a drugi opuścił dwa spotkania z powodu kontuzji. Wówczas większy ciężar wziął na siebie Tony Taylor. Jeśli wymieniony tercet zagra na swoim poziomie, a pozostali będą ich znacząco wspierać, to zgorzelczanie nie stoją na straconej pozycji.

- To będzie dla nas ciężki mecz. Zagramy przeciwko drużynie, która zrobiła spory postęp w ostatnim miesiącu i gra coraz lepiej. Dla nas ważne jest jednak, aby pożegnać się z Euroligą z dobrym smakiem i poczuciem, że daliśmy z siebie wszystko. Zagramy najlepiej jak tylko potrafimy dla naszych kibiców, którzy byli świetni - stwierdził przed spotkaniem Vlad-Sorin Moldoveanu.

W przypadku wygranej i porażki Bayernu, nasza drużyna zajmie piąte miejsce i w Pucharze Europy trafi do grupy z Brose Baskets Bamberg, JDA Dijon i Union Olimpija Lublana. Jeżeli mistrzowie Polski zajmą ostatnie miejsce w grupie, to wówczas czeka ich rywalizacja z Lietuvosem Rytas Wilno, Telenetem Ostenda i Baloncesto Sewilla.

Początek spotkania w czwartek o godz. 20.45. Transmisja w Canal+ Family.

Kto wygra mecz?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×