Jarosław Zyskowski: Nie będę winy za porażkę zrzucał na sędziów

Toruńscy koszykarze w drugiej połowie postawili skuteczny opór znacznie silniejszej kadrowo ekipie AZS-u Koszalin. W końcówce musieli jednak uznać wyższość aktualnego lidera Tauron Basket Ligi.

Adrian Dudkiewicz
Adrian Dudkiewicz
Pomimo fatalnie rozegranej pierwszej połowy, w drugiej części toruńscy koszykarze pokazali lwi pazur i prawie do końca liczyli się w starciu z silnym kadrowo AZS Koszalin. Na doprowadzenie do dogrywki zabrakło jednak czasu i sił. - Moim zdaniem przegraliśmy to spotkanie w pierwszej połowie. Do rywali mieliśmy aż dwadzieścia punktów, a taką stratę później odrobić jest niezwykle ciężko - uważa w rozmowie ze SportoweFakty.pl skrzydłowy toruńskiej drużyny Jarosław Zyskowski junior.
Podopieczni Miliji Bogicevicia szczególnie swoich kibiców zawiedli w pierwszej połowie, która zdecydowanie zaważyła na dalszym przebiegu tego spotkania. Potem rzucili się do odrabiania strat, wzmocnili obronę, ale ostatecznie na niewiele to się zdało. - Nawet wtedy, kiedy koszalinianie się rozluźnili, było bardzo ciężko wrócić do gry, chociaż w pewnym momencie różnica na korzyść AZS-u wynosiła zaledwie pięć oczek. Popełniliśmy za dużo błędów w ataku, a ponadto nie trafialiśmy czystych piłek z dystansu, aby liczyć na coś więcej - ocenił Zyskowski. Koszalinianom w pierwszej połowie wychodziło praktycznie wszystko. Świetnie grał doświadczony Qyntel Woods, z którym olbrzymie problemy miała obrona toruńskiego zespołu. Goście też znakomicie rzucali zza linii 6,75 centymetrów. - Gracze AZS-u w całym meczu trafili aż czternaście razy z dystansu. Cóż można przy takiej skuteczności powiedzieć? Pomimo znaczniej straty wróciliśmy do rywalizacji i zostawiliśmy wiele zdrowia na parkiecie. Brakuje jednak dwóch punktów - podkreślił dalej Zyskowski.

Po meczu sporo obserwatorów miało pretensje do sędziów o sprzyjanie AZS-owi. Jak tę sytuację ocenia zawodnik Polskiego Cukru Toruń? - Możliwe, ale nie będę zwalał winy za porażkę na sędziów. Przegraliśmy ten pojedynek w pierwszej połowie, kiedy pozwoliliśmy przeciwnikom na zbyt wiele w ofensywie - uważa Zyskowski.

Jedynie co może cieszyć toruński klub w obecnej sytuacji to ciągle spora frekwencja w nowej hali. Niedzielny mecz oglądało prawie pięć tysięcy kibiców. - Cieszę się, że miejscowi kibice nas wspierają. My musimy szybko otrząsnąć głowy po ostatnich porażkach i poważnie przygotować się do kolejnego pojedynku na wyjeździe z Asseco Gdynia - zakończył Zyskowski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×