Kapitalny Kwamain Mitchell, czyli w małym ciele wielki duch

Kolejny kapitalny występ, wygrana zespołu, miłość do koszykówki, poświęcenie dla kolegów i możliwość skorzystania z Lexusa jednego z działaczy - Kwamain Mitchell zdecydowanie jest na fali wznoszącej.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
Najpierw 38 punktów (13/19 z gry), siedem fauli wymuszonych i sześć asyst przeciwko PGE Turowowi Zgorzelec, a następnie 33 punkty (również 13/19 z gry), siedem przechwytów, pięć fauli wymuszonych, trzy zbiórki i trzy asysty w starciu z Wiką Start Lublin. Kwamain Mitchell dzięki tym dwóm występom momentalnie stał się nie tylko liderem Polfarmexu Kutno, ale także jedną z gwiazd ligi.
Czy Mitchell to "złoty strzał" Polfarmexu Kutno? Przed sezonem beniaminek Tauron Basket Ligi, dopiero wchodzący na salony najwyższej klasy rozgrywkowej, szukał zawodnika, który weźmie na siebie ciężar zdobywania punktów i nie będzie bał się udźwignąć wyniku w trudnych momentach. Wybór dość szybko padł na Mitchella, ale Amerykanin początkowo był za drogi.

- Sondowaliśmy rynek i zwróciliśmy uwagę na zawodnika, który w przeciętnej ekipie w lidze czeskiej grał bardzo dobrze i momentami prowadził drużynę niemalże w pojedynkę. Niestety, kwota, jaką oczekiwał mijała się z naszymi możliwościami i wydawało się, że do porozumienia nie dojdzie - wspomina dyrektor sportowy klubu, Krzysztof Szablowski. Ostatecznie jednak zawodnik nie znalazł żadnego innego chętnego w Europie, który byłby w stanie wyjść na przeciw jego oczekiwaniom i tym samym furtka dla Polfarmexu otworzyła się ponownie. - My szukaliśmy lidera na dużą liczbę minut. I Kwamain oraz jego agent wiedzieli o tym; wiedzieli jaką rolę Amerykanin miałby u nas spełniać. I gdy w pewnym momencie otrzymaliśmy informację, że ponownie jest zainteresowanie z ich strony, szybko się dogadaliśmy - dodaje Szablowski.

Z teorii do praktyki - Mitchell rzeczywiście gra dużo (ponad 30 minut w każdym meczu), ale i bardzo skutecznie. Po czterech meczach legitymuje się średnimi 24,8 punktu, 4,3 asysty, 4,0 przechwytu i 3,3 zbiórki na mecz. Średnimi - dodajmy - lepszymi niż w czeskim zespole Sluneta Usti nad Łabą. Co ważniejsze jednak, Amerykanin może mówić o sobie, jako o graczu, którego postawa wpływa pozytywnie na wyniki drużyny.

- Te punkty, te asysty i zbiórki, to wszystko jest fajne i cieszę się, że mogę te dwa mecze dodać do swoich najlepszych wspomnień z kariery. Zdecydowanie lepiej jednak czułem się po pojedynku z Wikaną Start Lublin, a sprawa jest oczywista - wygraliśmy mecz. Kocham rywalizację i chcę być częścią ekipy, która zwycięża. Po to gram w koszykówkę - przegrane mnie nie interesują - mówi Mitchell.
Kwamain Mitchell - największa gwiazda Polfarmexu Kwamain Mitchell - największa gwiazda Polfarmexu
Skazany na koszykówkę od małego? Wielu Amerykanów, którzy trafiają do Tauron Basket Ligi podkreśla, że nie miało wyjścia, a sport był ucieczką od trudnych i często niebezpiecznych realiów, w jakich się wychowywali. W przypadku Mitchella o wszystkim zadecydował... przypadek. - Na moje pierwsze urodziny mama kupiła mi piłkę do koszykówki (zawodnik wychowywał się bez ojca - przyp. M.F.), a ja tak mocno się nią zająłem, że nie mogłem przestać się bawić, kozłować, rzucać. Nikt jednak, w moim późniejszym życiu, nie namawiał mnie do grania w koszykówkę. To się stało jakby zupełnie samo - komentuje Amerykanin.

Niektóre media doniosły już, że kariera Mitchella o mały włos, a zakończyłaby się na dobre, zanim się jeszcze rozpoczęła. Chodzi o posądzenie udziału w napaści na tle seksualnym, jakie postawiono zawodnikowi i jego koledze z drużyny podczas gry w NCAA. Ostatecznie do procesu nie doszło, a zarzuty oddalono, lecz gracz Polfarmexu i tak stracił rok gry na uczelni. Dzisiaj nie chce do całej sprawy wracać. - Czasami jest tak, że coś złego dzieje się w twoim życiu, a ty nie masz na to żadnego wpływu. I trzeba się z tym zmierzyć. Ja się zmierzyłem i od tamtej pory idę dalej. Nie odwracam się do tyłu, nie pamiętam o tym, staram się być silny - tłumaczy zawodnik.

Silny duchem - wypadałoby dodać, bo przecież nie ciałem. Mitchell jest jednym z niższych graczy w lidze (nie mierzy nawet 180 cm wzrostu). To jednak nie przeszkadza mu przewodzić na parkiecie. - Koszykówka nie jest łatwym sportem, bo gdyby była łatwym, to wszyscy by mogli w nią grać. Ja nie chcę być taki, jak wszyscy. Chcę być inny. Wiem, że mam wysokie IQ koszykarskie i umiem czytać grę. Znam też dobre i słabe strony moich kolegów i wierzę, że to wszystko to coś, czego nie możesz się nauczyć. To dar, który trzeba dostać, ale jednocześnie - trzeba go rozwijać. Pamiętam o tym codziennie - dodaje Mitchell.

Czy kariera Amerykanina dalej będzie układała się w ten sposób? Czy jest możliwe, że w trzecim kolejnym meczu z rzędu również przekroczy barierę 30 oczek? Mocno zastanawiają się nad tym na pewno w Dąbrowie Górniczej, wszak to MKS będzie kolejnym przeciwnikiem Polfarmexu. - Punkty punktami, ale ten mecz trzeba po prostu wygrać. Nie nakładam na siebie żadnej presji, nie próbuję śróbować rekordów. Gram po prostu tak, aby znaleźć najlepsze rozwiązanie przeciwko defensywie rywala - uśmiecha się Mitchell, który przez tydzień jest szczęśliwym posiadaczem... eleganckiego Lexusa.

Po meczu z PGE Turowem, jeden z klubowych działaczy, zdając sobie sprawę z tego, że Amerykanin cały czas boryka się z problemem płynnego poruszania się samochodem z manualną skrzynią biegów, obiecał Mitchellowi, że pożyczy mu na tydzień swoje auto z "automatem", jeśli tylko rozgrywający ponownie zagra tak skutecznie, jak w Zgorzelcu, ale tym razem Polfarmex wygra. Cóż, kluczyki czekały na gracza już w szatni po meczu. - Nie ma o czym mówić za dużo mówić. Mam nadzieję jednak, że kiedyś będę w stanie sobie kupić takie auto na własność - kończy playmaker zespołu. Najkrótsza droga by to zrealizować? Poprzez zwycięstwa Polfarmexu.

Piłka szuka mnie na parkiecie - wywiad z Kevinem Johnsonem, środkowym Polfarmexu Kutno

Czy Kwamain Mitchell wprowadzi Polfarmex Kutno do play-off?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×