Steve Burtt - największy problem Stelmetu?
Stelmet na początku sezonu zawodzi i to bardzo. Wielu wskazuje Steve'a Burtta jako głównego winowajcę problemów zielonogórskiej ekipy. Ale czy rzeczywiście tak jest?
Udało się nam skontaktować z Januszem Jasińskim, który bardzo spokojnie wyjaśnił wszystkie aspekty. Padło także pytanie o Steve'a Burrta i jego indywidualną grę.
- Mam swoją odpowiedź na takie pytania - gdyby Steve Burtt przy swoich umiejętnościach, doświadczeniu, drodze życiowej, był jeszcze super-łatwym i prostym zawodnikiem, to by po prostu nie grał w Stelmecie Zielona Góra. Każdy z tych graczy z jakiegoś powodu nie gra w lepszych zespołach, ale właśnie u nas. Czegoś im po prostu brakuje. Takie są fakty. My w polskiej lidze możemy pracować z młodzieżą bądź z graczami na dorobku. Możemy też ściągnąć te przysłowiowe gwiazdy, ale tak jak powiedziałem, one mają swoje problemy. Przecież Woods też nie znalazłby się w Koszalinie, gdyby nie fakt, że jego kariera się nieco zakręciła. Wracając do Burtta - ja jestem w miarę spokojny o fakt, że sztab szkoleniowy sobie ze wszystkim poradzi i zaczniemy grać lepiej - uważa właściciel Stelmetu Zielona Góra.
Amerykanin do Winnego Grodu trafił ze Spartaka Sankt Petersburg, gdzie notował średnio prawie 17 punktów, a do tego rozdawał 5,6 asysty. Steve Burtt podkreśla, że w Zielonej Górze czuje się bardzo dobrze, ale do jednej rzeczy wciąż nie umie się przyzwyczaić.
- Całą swoją karierę grałem jako gracz pierwszopiątkowy. Teraz trener ustawia mnie tak, żebym z ławki wnosił potrzebną energię zespołowi. Czy to dla mnie problem, że nie zaczynam meczów od razu? Nie. Po prostu staram się przyzwyczaić do mojej nowej roli oraz do tego, żeby robić to, co trener ode mnie wymaga. Nie jestem zmartwiony faktem, że nie jestem starterem - przyznaje Amerykanin.