Nie przeraża mnie wizja tego sezonu - rozmowa z Kazimierzem Wierzbickim, właścicielem Trefla Sopot

- Jestem przekonany, że nasza praca przyniesie wymierne korzyści w przyszłości. Nie można od razu wszystkiego zbudować - przyznaje Kazimierz Wierzbicki, właściciel Trefla Sopot.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

Karol Wasiek: Nie przeraża pana trochę ten sezon koszykarski? Wszyscy uzbroili się "po zęby", tymczasem w Treflu Sopot było nadzwyczaj spokojnie...

Kazimierz Wierzbicki: My mamy nieco inne cele od pozostałych drużyn. Nie patrzymy na innych. Robimy swoje - wychowujemy młodzież. Trudno jest nam podpisywać umowy z bardzo drogimi zawodnikami, więc postawiliśmy sobie nieco inne cele. Cieszymy się z faktu, że na parkiecie przebywają młodzi gracze. To w ciągu kilku lat zaprocentuje, jestem o tym przekonany. Czasami trochę lat trzeba poczekać, zanim coś się "urodzi" i znów zaczną się sukcesy. Proszę mi wierzyć, że ten sezon mnie nie przeraża.

Cierpliwość nadal jest? Nadal chce się panu inwestować w koszykówkę?

- Jesteśmy cierpliwi. Po prostu potrzeba trochę czasu na to, żeby coś zbudować. Jestem przekonany, że nasza praca przyniesie wymierne korzyści w przyszłości. Nie można od razu wszystkiego zbudować. I tak jesteśmy przecież najsilniejszą grupą sportową w Polsce.

Co do inwestowania w sport, to cały czas sprawia mi to wielką przyjemność. Sport musi istnieć. Trzeba dbać o to, żeby to nadal funkcjonowało w podobny sposób, jak ma to miejsce obecnie.

Apetyty kibiców po brązowym medalu są mocno rozbudzone, a tymczasem w tym sezonie będzie ciężko powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu...

- Proszę zwrócić uwagę na fakt, że w zeszłym sezonie również nie mieliśmy wspaniałego zespołu, ale mimo wszystko udało się zrobić bardzo dobry wynik. Przecież wszyscy nas wówczas skazywali na pożarcie. Trener Maskoliunas potrafi mobilizować drużynę, wyciągnął z niej maksimum. Mam nadzieję, że w tym sezonie będzie podobnie. Dla nas liczy się jednak to, żeby nasi wychowankowie grali jak najwięcej.

Czyli znów wszystko od podstaw?

- Zawsze buduje się od podstaw. Tak to już jest w sporcie, że zawodnicy odchodzą, a drudzy przychodzą. Na polskich parkietach jesteśmy od 20 lat, przez nasz klub przewinęło się mnóstwo koszykarzy...
Artur Włodarczyk jest jedną z nadziei Trefla Sopot w tym sezonie Artur Włodarczyk jest jedną z nadziei Trefla Sopot w tym sezonie
Nie denerwuje pana, że nie ma tej ciągłości?

- Dzisiaj są po prostu takie realia. Zawodnik w chwili osiągnięcia swojej optymalnej formy szuka klubu, w którym może sobie stworzyć największe możliwości sportowe, jak i życiowe. To wymaga zrozumienia. Rzadko spotyka się już to, że dany zawodnik wiąże się z klubem długoletnią umową. Te czasy minęły i już nigdy nie wrócą.

Jest szansa na nowego, strategicznego sponsora dla zespołu koszykarskiego?

- Cały czas jest szansa. Staramy się o silnych sponsorów, którzy mogliby mieć duży wpływ na wynik sportowy zespołu. Pracujemy nad tym i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będziemy mogli wystartować w europejskich pucharach.

Te europejskie puchary są celem?

- One są bardzo ważne dla kibiców, dla klubu, miasta. Wszyscy są zainteresowani tym, żebyśmy w nich grali, ale to nie jest takie proste.

Ale patrząc z drugiej strony - występy w europejskich pucharach w ogóle nie są dochodową sprawą...

- Powiem więcej: kluby sportowe w ogóle nie są dochodowe. Chciałbym na dodatek zaznaczyć, że prezesi klubów w grupie Trefl pracują społecznie. W statucie mamy zresztą wyraźnie napisane, że jeśli pojawiłby się jakiś dochód, to zostanie on przeznaczony na działalność grup młodzieżowych.

Wracając do sprawy pozyskiwania sponsora - czy problemem nie jest fakt, że w Trójmieście jest za dużo grup sportowych?

- Trójmiasto nie jest problemem. To dobrze, że jest tyle grup sportowych. Mi to w ogóle nie przeszkadza. Dla kibiców jest to bardzo fajna sprawa, bo mogą wybrać sobie wydarzenia sportowe. Jest co oglądać. Nie sądzę, żeby rezygnacja z zespołów z poziomu ekstraklasy byłaby dobrym pociągnięciem.
Co osiągnie w tym sezonie Trefl Sopot? Co osiągnie w tym sezonie Trefl Sopot?
Zawsze w grupie Trefl z przodu był koszykarski zespół, tymczasem teraz te tendencje się nieco odwracają...

- Myślę, że siatkówka w Polsce przeżywa swoje pięć minut, jest bardzo popularna i ma duże przełożenie na zwrot medialny. Sprawa koszykówki to jest po prostu problem. Tutaj krytycznie można spojrzeć na działania PZKosz, jak i Polskiej Ligi Koszykówki, które decydowały o wizerunku polskiej koszykówki przez wiele ostatnich lat i nie były w stanie wytworzyć odpowiedniego zainteresowania tą dyscypliną sportu. Koszykówka wyszła ze szkół, bardzo podupadła. To jest bardzo przykra sprawa.

Jak należy ją uzdrowić?

- Przede wszystkim musi wrócić do szkół, ale ważne są osoby, które nią zarządzają. Muszą to być pasjonaci, którzy znają się na sporcie. Nie mogą to być osoby z wyborów politycznych.

To na koniec - nigdy pana nie ciągnęło do piłki nożnej? Pojawiła się kilka miesięcy temu plotka, że byłby pan zainteresowany inwestycją w Lechię Gdańsk, faktycznie było coś na rzeczy?

- Było coś na rzeczy. Piłka nożna jest bardzo ciekawą dyscypliną z punktu widzenia marketingu. Niestety odstrasza od niej wszystko to, co dzieje wokół tej dyscypliny. Jak się słyszy, że jakimś klubem w Polsce zarządzają kibice, bądź w innym prezes zostaje przez tę grupę wyrzucony, to mnie takie coś nie interesuje. Bardzo mnie to odstrasza od inwestowania w tę dyscyplinę sportu.

Darius Maskoliunas: Brak dwóch zawodników drogo nas kosztuje

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×