Chase Simon wyszedł z cienia? Mecz w Toruniu dobrym prognostykiem
Chase Simon zdobył 20 punktów w meczu przeciwko Polskiemu Cukrowi Toruń, co było dość niespodziewane, biorąc pod uwagę okres przygotowawczy. Czy koszykarz wreszcie zacznie grać na miarę możliwości?
Efekt? Druga strzelba drużyny, 21 punktów na przyzwoitej skuteczności (8/15 z gry, w tym 2/4 za trzy), trzy zbiórki, trzy przechwyty, asysta i tylko jedna strata.
- Otrzymałem więcej minut jako niski skrzydłowy i mogłem grać to, do czego jestem przyzwyczajony w ostatnich latach. Między obrońcami i wysokimi zawodnikami. Dodatkowo moi koledzy pozwolili mi biegać do kontr. Graliśmy dobrze na zbiórce, nieźle w obronie, co ułatwiało nam tranzycję, łatwo przechodziliśmy do ataku - tłumaczył wówczas Amerykanin.
Problem w tym, że ówczesny występ był tylko pojedynczym wystrzałem. Simon radził sobie co prawda coraz lepiej i momentami wydawało się, że wyeliminował największą bolączkę z początku okresu przygotowawczego - słabą decyzyjność - lecz nadal nie grał na miarę potencjału. Na turnieju w Kutnie w dwóch meczach zdobył łącznie 16 oczek i pięć asyst, zaś podczas Kasztelan Basketball Cup miał 20 oczek, 10 zbiórek i trzy asysty. Liczby bardzo solidne jak na rolę playera, ale jak na jednego z liderów? Pytanie retoryczne...Nie bez przyczyny Serb nie wymienił byłego gracza Jeziora, lecz szybko musiał zrewidować swoje poglądy, gdy koszykarz zdobył pierwsze 10 oczek Anwilu, a w całej pierwszej kwarcie rzucił 13 z 28 punktów zespołu. Po dwóch odsłonach miał na swoim koncie ogółem 18 oczek (na 46 drużyny).
25-letni skrzydłowy przeszedł przemianę, która nastąpiła wraz z pierwszą akcją spotkania. Seid Hajrić zebrał piłkę w ataku, podał do Amerykanina, a ten przymierzył z dystansu. Pewnie, automatycznie, bez zbędnego myślenia. Potem były kolejne punkty i kolejne. Do przerwy Simon trafił sześć z siedmiu prób z gry, pierwszy rzut pudłując dopiero w 19. minucie. Szkoda tym samym, że trener Mariusz Niedbalski postanowił oszczędzić siły zawodnika w trzeciej kwarcie i nie wprowadził go do gry od początku. Zmieniając Eitutaviciusa w 26. minucie meczu, zawodnik zatracił gdzieś swoją płynność w grze i do kosza trafił tylko raz - w ostatniej akcji spotkania.
Anwil przegrał ostatecznie 74:85, a komentarz koszykarza mógł być tylko jeden: - Polski Cukier zdominował nas w walce na tablicach. Byli w tym elemencie zdecydowanie skuteczniejsi i to wpłynęło na ostateczny wynik. My popełniliśmy zbyt dużo strat, więc gospodarze bardzo często mogli uruchamiać kontry, a dodatkowo, dzięki zbiórkom często ponawiali akcje - podsumował Amerykanin, który był jednym z dwóch koszykarzy Anwilu, mogących po ostatniej syrenie spojrzeć w lustro.Pytanie brzmi: czy to tylko ponownie jednorazowy wyskok gracza, uwarunkowany słabszą postawą kilku innych zawodników, czy może jednak początek stabilnej formy i odnalezienie własnego miejsca w zespole?
W rozmowach przed sezonem trener Niedbalski często powtarzał, że na uruchomienie Simona przyjdzie czas. Być może zatem ten czas nadszedł właśnie wraz z rozpoczęciem ligi i jeśli tak, to jest to tylko dobry znak dla Rottweilerów. Mający pewność siebie i nieschowany za plecami innych graczy, 25-latek może być nie tylko ważnym elementem ofensywy, ale również wymiernie pomóc w obronie, w której jest w stanie bronić skutecznie zarówno skrzydłowych, jak i niższych zawodników. Takjak to było w starciu z Polskim Cukrem, gdy kryty przez niego LaMarshall Corbett trafił ledwie trzy z ośmiu prób z gry w pierwszej połowie meczu.