Magic Johnson - po prostu showtime cz. VII

- Los Angeles Lakers pod wodzą Pata Rileya grali szybki basket w stylu run-and-gun. Dzięki widowiskowości połączonej ze skutecznością ich poczynania zaczęto określać mianem "showtime".

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Przydomek ten nadano Jeziorowcom jeszcze za czasów Paula Westheada, ale to Riley wycisnął z ekipy z "Miasta Aniołów" wszystko co najlepsze. Tymczasem Magic Johnson tak bardzo skupiał się na liderowaniu swojej drużynie i walce o kolejne tytuły, że zupełnie pogubił się w życiu osobistym. W 1985 roku po raz pierwszy oświadczył się Cookie. Kobieta skakała z radości, lecz koszykarz niedługo później zerwał zaręczyny. - Przestraszył się - wspomina wybranka Johnsona. - Basket był dla niego wszystkim i on bał się, że jeśli się ożeni, to nie będzie w stanie grać na najwyższym poziomie. Przed meczami miał swoje rytuały. Potrzebował samotności, żeby pooglądać taśmy z występami rywali czy posłuchać muzyki. Magic obawiał się, że swoim codziennym zachowaniem zrani Cookie, a ta po rozmowie z nim całkowicie się załamała. Nie chciała go więcej widzieć i wykluczyła utrzymywanie dalszych kontaktów z Johnsonem nawet na stopie przyjacielskiej. Kampania 1985/86 to dla Lakersów wielkie rozczarowanie. Zespół z Kalifornii w regular season wypracował znakomity bilans 62-20, najlepszy na Zachodzie, dość łatwo docierając w play-off's do finału konferencji. Media i kibice oczekiwali na kolejne starcie Jeziorowców z Boston Celtics, lecz na drodze podopiecznych Pata Rileya stanęli nieoczekiwanie Houston Rockets z młodziutkim Hakeemem Olajuwonem, wygrywając serię 4-1. Niepowodzenia zespołowe Earvin po części powetował sobie osiągnięciami indywidualnymi. Gracz urodzony w Lansing zdobywał średnio 18,8 punktu, dokładając do tego 5,9 zbiórki, 12,6 asysty oraz 1,6 przechwytu. Znalazł się w pierwszej piątce ligi, wystąpił w tradycyjnym Meczu Gwiazd oraz po raz trzeci w karierze wygrał klasyfikację najlepiej podających. - Triumfowaliśmy w meczu otwarcia w naszej hali, ale potem oni nas zaskoczyli, zwyciężając cztery spotkania z rzędu - wspomina Magic. - Ich ofensywa oparta na dwóch wieżowcach, Ralphie Sampsonie oraz Hakeemie Olajuwonie, była czymś, z czym nie zdołaliśmy sobie poradzić.

Choć Jeziorowcy nadal byli konkurencyjną ekipą, przed rozgrywkami 1986/87 potrzebowali zmiany, która tchnęłaby w nich nowego ducha. Pat Riley wpadł na pomysł uczynienia z Magica Johnsona czołowego strzelca drużyny. Kareem Abdul-Jabbar miał już swoje lata i nadszedł czas, żeby usunął się w cień Johnsona. - Latem trener napisał do mnie list - opowiada Earvin. - Kiedy go przeczytałem, z radości omal nie wyskoczyłem przez okno. Pomyślałem: "Tak! Wreszcie mogę grać po swojemu"! Zanim jednak pozwoliłem sobie na ekscytację, zastanawiałem się czy Kareem zaakceptuje tę zmianę.

Magic Johnson, Kareem Abdul-Jabbar, James Worthy, Byron Scott oraz A.C. Green tworzyli etatową pierwszą piątkę Los Angeles Lakers w kampanii 1986/87. Żelaznym rezerwowym był oczywiście Michael Cooper, a z ławki bardzo często wspomagał kolegów również Kurt Rambis. Zespół z Kalifornii sezon zasadniczy zakończył z obłędnym bilansem 65-17, osiągając aż o sześć triumfów więcej niż najlepsi na Wschodzie Boston Celtics. Plan Pata Rileya na odbudowę mistrzowskiej drużyny sprawdził się w stu procentach. - Każdy trener zwraca uwagę na statystyki swoich zawodników, ale on był pod tym względem ewenementem - wspomina Magic. - Notował nie tylko nasze osiągnięcia, a śledził również wysiłki poszczególnych koszykarzy. Zapisywał ile razy walczyłeś o zbiórkę czy straconą piłkę. Chciał dokładnie wiedzieć, ile serca wkładaliśmy w grę. Prowadząc te wszystkie analizy mógł wskazywać aspekty, nad którymi powinniśmy pracować, a o których istnieniu nie mieliśmy zielonego pojęcia. Pomimo swojej skrupulatności, Riley nie należał do choleryków. Podczas spotkań rzadko krzyczał na zawodników i raczej starał się wyjaśniać wszystko na spokojnie. Nie zagłaskiwał jednak koszykarzy i jeśli coś mu nie pasowało, mówił to prosto w twarz.
Regular season 1986/87 Earvin ukoronował pierwszą w swojej karierze statuetką MVP. Notował średnio 23,7 punktu, 6,2 zbiórki, 12,1 asysty oraz 1,7 przechwytu. Znów został najlepszym podającym ligi, przy okazji załapując się również do All-Star Game czy pierwszej piątki NBA. W ósmej kampanii na parkietach ligi zawodowej Magic Johnson wreszcie został w pełni doceniony i mógł się czuć koszykarzem spełnionym. - Zdobywając tę nagrodę czułem się wspaniale - mówi. - Po tych wszystkich latach mogłem pokazać na co mnie stać. Wreszcie wszyscy się przekonali, jakiego kalibru zawodnikiem byłem. W play-off's Earvin nie zwalniał tempa, a w wielkim finale doszło do jego kolejnego wielkiego pojedynku z Larrym Birdem i Boston Celtics. Starcie numer cztery to wielki popis Magica - autora 29 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst. Tuż przed końcową syreną potyczki w Boston Garden koszykarz Jeziorowców zaprezentował piękny rzutem hakiem w stylu Kareema Abdul-Jabbara, przechylając szalę zwycięstwa na stronę swojego teamu. Lakersi ostatecznie triumfowali w serii 4-2, a Johnson oprócz czwartego w swojej kolekcji pierścienia mistrzowskiego zgarnął również drugą statuetkę MVP finałów. Śnił na jawie. - Zawsze będę pamiętał ten mecz numer cztery - twierdzi Magic. - Wtedy właśnie trafiłem jeden z najważniejszych rzutów w mojej karierze.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
Po zerwanych zaręczynach Earvin i Cookie nie widzieli się przez okrągły rok. Kobieta próbowała poukładać sobie życie u boku innego mężczyzny, ale nie potrafiła znaleźć kogoś takiego jak Magic. - W 1987 roku znów zaczęliśmy się spotykać - wspomina. - Nie umieliśmy wytrzymać osobno dłużej niż dwanaście miesięcy.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×