Nie tak sobie to wyobrażaliśmy - rozmowa z Krzysztofem Krajniewskim, graczem Stabill Jeziora Tarnobrzeg
Jeziorowcy przegrali kolejny mecz i na pewno zakończą sezon na 11. miejscu. Czy tarnobrzeżanie odniosą jeszcze jakieś zwycięstwo?
Poczuliście wtedy, że wasze szanse na wygraną wzrosły?
- Na pewno trochę tak, bo tak naprawdę to ich jedyny rozgrywający. Przez większość meczu w zespole z Koszalina rozgrywały czwórki - Mielczarek i Robinson. Na pewno grało się nam łatwiej bez niego, aczkolwiek graliśmy u siebie i powinniśmy wygrywać niezależnie od składu rywala. Była to dla nas szansa. Może w tabeli tego nie widać, ale u siebie czujemy, że możemy walczyć i pokonać każdego. Uważam, że zagraliśmy naprawdę przyzwoity mecz. Popełnialiśmy błędy, rywale trafili dużo trójek. To w mojej ocenie zdecydowało o wyniku.
Porażka chyba wyjątkowo bolesna, bo w czwartej kwarcie tak naprawdę zamiast dobić rywala, to podaliście mu rękę.
- Dokładnie tak było. Mieliśmy już dziewięć oczek przewagi, ale bardzo szybko to roztrwoniliśmy. Powinniśmy ten mecz wygrać wcześniej, a tak rywale doprowadzili do dogrywki. Tam mieliśmy mniej szczęścia, ale nie ma co ukrywać, tej dogrywki w ogóle nie powinno być.
Polpharma wygrała ze Śląskiem i pewne jest już to, że będziecie na 11. miejscu. Ciężko będzie się jeszcze zmotywować na te dwa ostatnie spotkania?
- Niestety, już co by się nie działo będzie zaledwie 11. lokata... Motywację mamy, chcemy pokazać samym sobie i naszym kibicom, że potrafimy. Trzeba jeszcze wywalczyć jakąś wygraną, bo to nie jest tak, że nie umiemy grać w koszykówkę. Chcemy godnie się pożegnać z kibicami i pokazać, że do końca walczymy.
Druga część sezonu jest dla ciebie dużo bardziej udana, pomogły ci te dodatkowe minuty w momencie, gdy było wiele urazów w zespole?
- Na pewno tak, potrzebowałem więcej grania by złapać stabilizację. Marcin Nowakowski i Jakub Patoka nie grali praktycznie po trzy tygodnie, dostawałem ponad 30 minut na mecz. Trener dawał mi szansę i na pewno pewność siebie wzrosła. Oddawałem więcej rzutów, więcej z nich trafiało do celu. Nie da się ukryć, że w stosunku do początku sezonu jest trochę lepiej.
-
Nie mam pojęcia czemu tak jest. Ciężko to wytłumaczyć, jest to dziwne. Mam jednak nadzieję, że w tych dwóch ostatnich meczach zagramy tak, jak przeciwko AZS Koszalin.W Kołobrzegu też czeka was trudne zadanie, bo Kotwica mimo wąskiego składu walczy i pechowo przegrała z Asseco.
- Starają się i walczą, na pewno nie będzie to spacerek. Z tego co widziałem, to w ostatnim meczu nie grał Montgomery, więc ta rotacja była bardzo wąska. Ciężko wygrać mecz grając w szóstkę, a wiele im nie brakło, bo praktycznie cały czas prowadzili. W dogrywce brakło im chyba sił, ale to trudny teren i nie nastawiamy się na spokojny mecz.
Wydawało się, że w "szóstkach" będzie nieco łatwiej wygrywać, a tymczasem przegraliście siedem na osiem spotkań...
- To jest dla nas ogromne rozczarowanie. Teoretycznie są łatwiejsi rywale, ale nie tak sobie tą rywalizację w "szóstkach" wyobrażaliśmy.
Wiele meczów w dolnej "szóstce" wygląda na dobrą sprawę jak sparingi. Twoim zdaniem gdyby była liga ze spadkami to emocje i na parkiecie i na trybunach byłyby większe?
- Nie grałem w ekstraklasie, gdy obowiązywała reguła spadków i awansów. Nie wiem jakby to wyglądało w praktyce, można gdybać. Mogę powiedzieć, że w niższych ligach zawsze były emocje i zainteresowanie do ostatniego meczu, grało się o wielką stawkę w play-out. Nie było mowy o odpuszczaniu. Kibice też na pewno inaczej te spotkania traktowali. Mimo że zespoły były na dnie, to emocji nie brakowało, a to na pewno dla kibiców ważne.