Playoffs 2014: Ciężka misja Gortata, czyli Washington Wizards vs Chicago Bulls

Marcin Gortat po 4 latach wraca do fazy play-off i już na starcie czeka go arcytrudna batalia z Chicago Bulls. Faworytem będą rywale, ale to może być naprawdę długa i emocjonująca seria.

Mateusz Orlicki
Mateusz Orlicki

Gdyby wśród wszystkich trenerów w NBA przeprowadzić ankietą zatytułowaną "Na kogo chciałbyś trafić w 1. rundzie?", odpowiedź Chicago Bulls pewnie nie znalazłaby się na żadnym z 29 formularzy. Nie chodzi nawet o to, że ekipa z "Wietrznego Miasta" nie jest do pokonania. Głównym powodem, dla którego Brooklyn Nets prawdopodobnie oddali dwa ostatnie mecze sezonu zasadniczego, żeby na nią nie trafić, jest styl gry, jaki preferują gracze Toma Thibodeau. Mają słabe punkty - głównie w ataku - ale nawet zwycięska seria z tą drużyną może okazać się na tyle wyczerpująca i kontuzjogenna, że może znacznie utrudnić rywalizację w kolejnych etapach.

Washington Wizards mają jednak argumenty, aby im się przeciwstawić. Na obwodzie dysponują jednym z najlepszych, młodych duetów w lidze. Bradley Beal i John Wall, grając przeciwko Chicago, w trzech meczach zdobywali łącznie średnio 34,4 pkt. na 50-procentowej skuteczności rzutów z gry. To na ich barkach - z naciskiem na tego drugiego - spoczywać będzie największy ciężar tej serii.

Dużo zależeć będzie również od dyspozycji Nene Hilario, który tuż przed zakończeniem 1. etapu rozgrywek powrócił do gry po kontuzji. Ciężko ocenić, na ile do spółki z Marcinem Gortatem będzie w stanie walczyć z wysokimi Bulls. Ostatnie mecze "Czarodzieje" grali bowiem z rezerwami Heat i Celtics. Wychodząc jednak z założenia, że prezentować będą to, co pokazywali przez większość sezonu, mogą stanowić spore zagrożenie, kiedy na parkiecie będzie Carlos Boozer. Silny skrzydłowy nie jest wirtuozem defensywy i osamotniony Noah może mieć problemy. Bardzo możliwe więc, że na tę dwójkę Thibodeau wypuszczać będzie Taja Gibsona, a to z kolei będzie już problem dla Randy'ego Wittmana.

To, co mają Wizards, a czego brakuje Bulls, to rzut z dystansu. W stołecznej drużynie zza łuku przymierzyć może niemal każdy. Nawet Polish Machine ma w tym sezonie jedną celną trójkę na swoim koncie. A tak na poważnie, to Waszyngton jest piątą ekipą w NBA pod względem skuteczności rzutów za 3 pkt. (38 proc.). Bulls są na 24. miejscu (34,8 proc.), oddając średnio o 3 takie rzuty mniej niż ich najbliżsi rywale.
Wizards są 5. ekipą w NBA pod względem skuteczności rzutów za 3 pkt. (38 proc.) Wizards są 5. ekipą w NBA pod względem skuteczności rzutów za 3 pkt. (38 proc.)
Tom Thibodeau to pierwsza postać, przy której musimy się zatrzymać w kontekście atutów Chicago. Kolejny raz jest głównym kandydatem do nagrody dla Trenera Roku. Kolejny raz wchodzi do play-offów bez Derricka Rose'a. Tym razem zrobił to też bez Luola Denga. Mało tego, wygrywał nawet, kiedy brakowało mu jeszcze Boozera. Ten człowiek sprawia, że nad przeprowadzką z Nowego Jorku zastanawia się Carmelo Anthony. Gdyby LeBron James nie doświadczył tylu nieprzyjemności ze strony graczy Bulls, też pewnie rozważyłby zmianę środowiska. Obok Gregga Popovicha ma wśród szkoleniowców najlepszy PR w lidze. Kogokolwiek by nie dostał, dopasuje go do swojego systemu i wyciśnie z niego maksimum. Tak jak to zrobił w zeszłym roku z Natem Robinsonem, a w tym z D.J. Augustinem, któremu wtykano już bilet w jedną stronę do Europy. To on jest najmocniejszym punktem ekipy z Chicago i wszyscy dobrze o tym wiedzą.

System, który stworzył Thibs, wypracował w tym sezonie drugą obronę w lidze, która traciła 97,8 pkt. na 100 posiadań. W 82 meczach pozwalali rywalom na średnio 91,8 pkt. w każdym z nich, co jest najlepszym wynikiem spośród wszystkich 30 zespołów. Mają w swych szeregach gracza, który może zgarnąć nagrodę dla Najlepszego Obrońcy rozgrywek 2013/14.

Joakim Noah, bo o nim mowa, jest też najbardziej wszechstronnym (najlepszym?) centrem w NBA. Osiągnął w tym roku najwyższe w karierze średnie w trzech kategoriach statystycznych - 12,6 pkt., 11,3 zb. i 5,4 as. (+1,5 bl.). Od przerwy na Mecz Gwiazd notował w każdym meczu przeciętnie 7 asyst, co jest wskaźnikiem wręcz kosmicznym, biorąc pod uwagę jego pozycję na parkiecie. W całym sezonie uzbierał łącznie 431 takich podań. Drugiego w zespole Augustina wyprzedza o 128 (!) i jest pierwszym centrem od czasów Davida Robinsona, który przewodzi swojej drużynie w tym elemencie...

O agresywnej obronie i motywacji, której wulkanem są Noah czy Gibson, można by pisać i pisać. "Byki" mają jednak swoje bolączki, a główną z nich jest gra na atakowanej połowie boiska. Chicago to 28. ofensywa w całej stawce, biorąc pod uwagę punkty zdobywane na 100 posiadań (99,7), a 30. kierując się średnią na mecz (raptem 93,7). W fazie zasadniczej zanotowali też najgorszą w lidze skuteczność z gry (43,2%).

Wrogiem Bulls - a głównie ich czołowych graczy - jest także skłonność do nadmiernej frustracji w czasie spotkania. Rodzi się ona oczywiście z ambicji i sportowej złości, ale przeważnie niesie za sobą również negatywne konsekwencje. To drużyna, którą można wybić z rytmu, ale jeśli zdoła go odnaleźć, to później trudno już ją zatrzymać.

W bezpośredniej rywalizacji podczas sezonu regularnego było 2-1 dla Wizards. W styczniu Gortat i spółka zdołali zdobyć United Center, a Bulls na pewno mają to w pamięci. To może być najciekawsza rywalizacja po tej stronie drabinki i niewykluczone, że rozłoży się ona na pełne 7 spotkań.

Mój typ: 4-2 dla Chicago Bulls

Gortat potwierdził klasę, Wizards na piątym miejscu. Czas na play off
Źródło: Agencja TVN/x-news

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Kto awansuje do 2. Rundy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×