Boli ten ostatni rzut - wywiad z Michałem Nowakowskim, skrzydłowym Energi Czarnych Słupsk

- Znowu jest ciężko po Włocławku. Boli ten ostatni rzut niecelny, bardzo boli, tym bardziej, że znowu graliśmy z Anwilem na styku - mówi w wywiadzie Michał Nowakowski, skrzydłowy Energi Czarnych.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Znowu wyjeżdżacie z Włocławka w ciężkim nastroju...

Michał Nowakowski: Znowu jest ciężko, rzeczywiście. Boli ten ostatni rzut niecelny, bardzo boli, tym bardziej, że znowu graliśmy z Anwilem na styku i znowu przegraliśmy. Ten mecz był bardzo podobny do tych dwóch ostatnich, które miały miejsce tutaj w Hali Mistrzów, ligowego i w Pucharze Polski. W jednym z tych meczów zabrakło nam obronić jedną akcję, teraz zabrakło celnego rzutu z naszej strony...

Tym bardziej dramatyczny ten mecz, że właściwie zdołaliście wrócić w, wydawałoby się, niemożliwych okolicznościach. Na 35 sekund przed końcem przegrywaliście różnicą dziewięciu oczek, a jednak na siedem sekund Anwil miał tylko oczko więcej i piłka była po waszej stronie. Za to należy wam się szacunek...

- Taki jest sport, bardzo dziękuję za miłe słowa, ale jednak nie udało nam się trafić tej ostatniej próby... Ja stałem wówczas pod koszem w momencie, gdy Rocky (Trice - przyp. M.F.) rzucał z daleka, piłka leciała, leciała, miała idealny tor, ale nie doleciała...

Zabrakło siły w rzucie Rodericka Trice'a?

- Po takim zrywie, jaki my zrobiliśmy, ciężko jest mieć do kogoś pretensje, że użył zbyt mało siły przy rzucie.

Ta ostatnia akcja miała tak wyglądać, jak wyglądała?

- Rocky miał dostać piłkę i zagrać ze mną picka, a potem zobaczyć jak zareaguje obrona Anwilu i albo grać samemu do końca, albo podawać. Ja wyszedłem po piłkę, wówczas zorientowaliśmy się, że Anwil postawił strefę i trzeba było szukać innego rozwiązania. Rocky zaatakował, potem podał pod kosz, tam Derrick Zimmerman ściągnął dwóch graczy, oddał do niego na obwód, ale... nie wpadło. Wielka, wielka szkoda.
Michał Nowakowski: Piłka leciała, leciała, ale nie doleciała... Michał Nowakowski: Piłka leciała, leciała, ale nie doleciała...
Czyli w tej ostatniej akcji wszystko zrobiliście dobrze?

- Tak mi się wydaje. Wszystko było otwarte, mieliśmy pozycję do rzutu. Najgorsze jednak, co teraz możemy zrobić, to schować głowy w piasek. Nie możemy. Przed nami bardzo ważny mecz w Zielonej Górze i musimy pojechać tam z otwartymi umysłami. Przegraliśmy z Anwilem, przegraliśmy z Rosą, ale to nie znaczy, że przegramy wszystkie kolejne mecze...

Mój jeden kolega po fachu napisał, że w trakcie meczu z Rosą trener Andrej Urlep powinien "wyjść z hali, pójść na herbatę, wrócić dopiero na konferencję i ogłosić zwycięstwo". To wyniki, a nie zaangażowanie i serce, idą w świat...

- Rzeczywiście, te zwycięstwa nam gdzieś uciekły. Cóż, czas zacząć szukać wygranych w meczach z teoretycznie lepszymi zespołami. Wiem, to nie będzie łatwe, ale Rosa pokazała w meczu z PGE Turowem, że wszystko jest możliwe. Na pewno będziemy grali do końca i nie patrzyli na to, z kim akurat rywalizujemy danego dnia. I jednocześnie będziemy liczyć, że inne zespoły, Rosa czy Anwil, potkną się jeszcze nie raz i powalczymy o to czwarte miejsce.

Z Anwilem zagracie jeszcze piąty mecz w tym sezonie...

- I podejdziemy do niego, jak do każdego innego. Będziemy walczyć i w końcu będziemy musieli ich pokonać.

To nie jest trochę "mission impossible"?

- W tym sezonie trzykrotnie pokonaliśmy Trefl Sopot, ale w czwartym meczu oni w końcu okazali się lepsi. Ja wierzę, że nie skończymy tego sezonu z wynikiem 0-5 w rywalizacji z Anwilem. Mam nadzieję, że będzie 1-4 i mam nadzieję jednocześnie, że to my będziemy wyżej w tabeli przed play-off.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Przebudzenie Serba i determinacja młodego dały zwycięstwo Anwilowi  

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×