NBA Finals: Będzie siódmy mecz!

Po zaledwie dwóch kwartach już wiedzieliśmy, że do rozstrzygnięcia w wielkim finale potrzebny będzie meczu numer siedem. Los Angeles Lakers pokonali Boston Celtics 89:67 i zachowali szanse na obronę tytułu.

Jacek Konsek
Jacek Konsek

- Wykonaliśmy świetną robotę w defensywie. Trzymaliśmy ich z dala od pola trzech sekund, a na dodatek dobrze walczyliśmy na zbiórkach. To była solidna gra z naszej strony - powiedział Kobe Bryant, autor 26 punktów i 11 zbiórek dla LA Lakers, którzy w nocy z czwartku na piątek staną przed ogromna szansą obrony mistrzowskiego tytułu.

Od początku spotkania numer sześć w Staples Center rządzili tylko Jeziorowcy. Ich przewaga rosła w zastraszającym tempie - nie tylko z powodu świetnie egzekwowanych rzutów, ale również w wyniku katastrofalnej skuteczności Celtów. Ledwo 67 oczek to drugi najgorszy wynik w historii wielkiego finału. Tylko Utah Jazz w 1998 roku zdołała uciułać mniej punktów - 54 przeciwko Chicago Bulls.

Pojedynek ten przypomina również nieco batalię sprzed dwóch lat. Wówczas C's zwyciężyli Lakers w najważniejszym meczu różnicą 39 punktów. Tym razem deficyt okazał się nieco mniejszy, choć na pewno będzie siedział w głowach graczy Doca Riversa przez jakiś czas.

- W ogóle nie potrafiliśmy wejść w nasz rytm, co miało znaczenie dla braku chemii w naszym zespole. Jako pierwsza piątka bierzemy na siebie odpowiedzialność. Następnym razem musimy spisać się o wiele lepiej - powiedział Ray Allen, najskuteczniejszy wśród pokonanych z 19 punktami. Po trzech meczach z rzędu bez trafionej choćby jednej trójki, snajper Celtics dwa razy trafił zza łuku.

W pierwszej połowie przewaga gospodarzy urosła nawet do 22 punktów (49:27) - to najwyższe prowadzenie w tej serii finałowej. W trzeciej odsłonie było nawet +25. Pierwsze dwie kwarty to wygrana Lakers na tablicach 30:13 i zaledwie 34. proc. skuteczność. Na dodatek po zaledwie sześciu minutach parkiet musiał opuścić Kendrick Perkins, który doznał kontuzji kolana.

- Dla mnie mecz się zakończył. Przed nami jedno ostatnie spotkanie, przed nimi również. Wszystko albo nic. Mecz numer sześć już jest przeszłością - krótko skwitował Rajon Rondo, który po jednej z akcji poczuł na swojej twarzy łokieć Rona Artesta.

Decydujący, siódmy mecz odbędzie się w nocy z czwartku na piątek o godzinie 3.00 polskiego czasu.

Los Angeles Lakers - Boston Celtics 89:67 (28:18, 23:13, 25:20, 13:16)

Los Angeles: Kobe Bryant 26 (11 zb), Pau Gasol 17 (13 zb, 9 as), Ron Artest 15, Sasha Vujacic 9, Lamar Odom 8 (10 zb), Derek Fisher 4, Shannon Brown 4, Jordan Farmar 4, Andrew Bynum 2, Josh Powell 0, Luke Walton 0, DJ Mbnega 0.

Boston: Ray Allen 19, Paul Pierce 13, Kevin Garnett 12, Rajon Rondo 10 (6 as), Nate Robinson 6, Marquis Daniels 5, Tony Allen 2, Kendrick Perkins 0, Glen Davis 0 (9 zb), Rasheed Wallace 0, Shelden Williams 0, Michael Finley 0.

Stan rywalizacji: 3:3

http://www.sportowefak...play-2010/ " target=_blank>->Zobacz terminarz play off<-

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×