James Hunt - playboy za kierownicą cz. X

Nuerburgring ze względu na ogromną liczbę zakrętów i pułapek uważany jest za jeden z najbardziej niebezpiecznych torów wyścigowych na świecie. 1 sierpnia 1976 roku przekonał się o tym Niki Lauda.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Austriak genialnie rozpoczął sezon i po ponad połowie zmagań wypracował taką przewagę nad resztą stawki, że naprawdę mało kto wierzył jeszcze, że James Hunt czy ktokolwiek inny wyprzedzi kierowcę Ferrari w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata Formuły 1. Lauda należał jednak do zawodników, którzy w głowie mają coś więcej niż tylko pragnienie zwycięstwa za wszelką cenę. Wiedział jak niebezpiecznym sportem są wyścigi bolidów i nie chciał przekraczać pewnych granic ryzyka. Na Nuerburgringu ogrodzenie znajdowało się o wiele za blisko krawędzi toru, dlatego na specjalnie zwołanym spotkaniu kierowców Niki zaproponował bojkot zawodów. - Moim zdaniem ten tor jest zbyt niebezpieczny, żeby się na nim ścigać - mówił Austriak. - Na nowoczesnych obiektach w przypadku awarii samochodu mam siedemdziesiąt procent szans na wyjście z wypadku bez szwanku. Tutaj natomiast to pewna śmierć! I nie mówimy o błędzie kierowcy, ale o usterce auta. Jeśli ja coś schrzanię i się zabiję, to wtedy mam pecha. Gdyby ktoś nie znał Laudy, mógłby pomyśleć, że zawodnik włoskiej "stajni" zwyczajnie obawiał się będącego w coraz lepszej formie Hunta. Tymczasem Niki potrafił szerzej patrzeć na życie niż tylko przez pryzmat "tu i teraz". Zdawał sobie sprawę z tego, że kierowcą wyścigowym nie można być wiecznie, i że poza torem każdy też ma jakieś życie. W głosowaniu kierowców jego postulat jednak przepadł i Grand Prix Niemiec odbyła się zgodnie z planem. Kwalifikacje wygrał "Hunt the Shunt" w swoim McLarenie, a "Szczur" uplasował się tuż za nim. - Jestem strasznie podekscytowany - opisywał swoje wrażenia Brytyjczyk. - Każdy zakręt jest tutaj jak film dla dorosłych. Jestem przerażony i nie boję się o tym mówić. Cieszę się, kiedy mijam linię mety każdego kolejnego okrążenia. Jednak bez względu na przerażenie, każdy chce tu wygrać.
Ze względu na warunki atmosferyczne wszyscy oprócz Jochena Massa rozpoczęli gonitwę z założonymi oponami deszczowymi. Reprezentant gospodarzy przewidział, że nawierzchnia na Nuerburgringu szybko przeschnie i dlatego skorzystał z twardej mieszanki, dzięki czemu szybko wysunął się na czoło stawki. James Hunt jechał drugi i na tej samej pozycji wyjechał ze zmiany opon, mając 45 sekund straty do prowadzącego. W powietrzu pachniało podwójnym triumfem McLarena, ale gdy pod koniec drugiego okrążania najpierw zapanowała przejmująca cisza, a potem wywieszono czerwone flagi, stało się jasne, że na torze wydarzyło się coś niedobrego. Chwilę później było już wiadomo, że fatalną kraksę zanotował Niki Lauda. Po zmianie ogumienia Austriak zajmował dwudziestą lokatę i starał się jak najszybciej odrobić straty. Awaria tylnego zawieszenia w zakręcie Bregwerk sprawiła jednak, iż stracił kontrolę nad bolidem i z prędkością niemal dwustu kilometrów na godzinę uderzył w ogrodzenie, od którego pojazd się odbił, po czym natychmiast stanął w płomieniach. Jadący za Laudą Guy Edwards zachował zimną krew i ominął kolegę, ale Brettowi Lungerowi i Haraldowi Ertlowi ta sztuka się już nie udała. Obaj jednak wyszli z wypadku bez poważniejszych obrażeń i szybko opuścili swoje auta, bo tuż obok Niki Lauda palił się żywcem, uwięziony w kokpicie wraku, jaki pozostał z jego pięknego Ferrari. Kierowcy ścigający się w Formule 1 to twardziele nie z tej ziemi. Koledzy z toru rzucili się Austriakowi na pomoc, a całą akcją kierowali Brett Lunger, Guy Edwards, Harald Ertl oraz Arturo Merzario. Ich pierwsze wysiłki poszły jednak na marne, gdyż pasy bezpieczeństwa uniemożliwiały wyciągnięcie Laudy z kokpitu. Podczas walki z żywiołem Nikiemu w pewnym momencie spadł kask, a płomienie zaatakowały jego ognioodporną kominiarkę. Pożar na chwilę został stłumiony przy użyciu gaśnicy, ale potem zaatakował ze zdwojoną siłą. Szczęście, że Merzario w końcu wypiął kierowcę Ferrari z pasów, co pozwoliło na wydostanie go z kokpitu. Co ciekawe, Lauda był wówczas przytomny, a Lunger, John Watson, Emerson Fittipaldi i Hans Stueck przetransportowali go wnet na drugą stronę toru. Ludzie, którzy widzieli z bliska całe zajście, wiedzieli że Austriak doznał bardzo poważnych obrażeń. Nie wszyscy mieli jednak tak dokładne informacje, dlatego po makabrycznie wyglądającym wypadku wyścig był kontynuowany, a jego zwycięzcą został James Hunt, który dzięki temu dość znaczenie odrobił straty do lidera klasyfikacji przejściowej mistrzostw świata. - Chciałem przede wszystkim, żeby Niki wyzdrowiał i jak najszybciej mógł znów się ścigać - Brytyjczyk wspomina wydarzenia z sierpnia 1976 roku. - Ostatnią rzeczą, której pragnąłem, było wygranie tytułu z Laudą obserwującym zmagania przed ekranem szpitalnego telewizora. Tymczasem zawodnik włoskiej "stajni" znajdował się w beznadziejnym stanie zagrażającym jego życiu i trudno było wyrokować, czy jeszcze kiedyś w ogóle będzie mógł cokolwiek obejrzeć w telewizji. - Nie mogłem go odwiedzić, więc poszedłem do domu i wysłałem mu telegram - dodaje Hunt. - Nie pamiętam już co w nim było, ale na pewno coś prowokującego. Wiedziałem, że w ten sposób zmotywuję go do walki. Gdyby zachował spokój ducha, pewnie by umarł. Dobrze się dogadywaliśmy jeszcze za czasów Formuły 3. Byliśmy rywalami, ale często też współpracowaliśmy. Nie byliśmy dla siebie tylko znajomymi. Dlatego też bardzo martwiłem się o niego i fatalnie czułem się z tym, że nie mogłem nic zrobić. Siedziałem w domu i korzystałem z życia, podczas gdy tak naprawdę tego nie chciałem. Pragnąłem mu pomóc i dziwnie się z tym wszystkim czułem.
Z toru Nuerburgring Lauda został przetransportowany do szpitala w Mannheim, gdzie opiekowało się nim sześciu lekarzy oraz trzydzieści cztery pielęgniarki. Zespół specjalistów czuwał nad reprezentantem Austrii przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Obrażenia, jakich doznał kierowca Ferrari, były potworne: oparzenia trzeciego stopnia nadgarstków i głowy, złamania żeber, obojczyka oraz kości policzkowych, a także uszkodzenie płuc spowodowane trującymi oparami oraz gazami, których wydzielanie towarzyszyło pożarowi. Jego żonie Marlene lekarze  zalecali jedynie modlitwę, a trzeciego dnia po wypadku ksiądz udzielił Laudzie ostatniego namaszczenia. Gdy wydawało się, że Niki wkrótce pożegna się z życiem w okropnych męczarniach, stał się cud i "Szczur" zaczął odzyskiwać siły. Jego twarz wyglądała jak wycięta z filmu grozy i dopiero kolejne operacje plastyczne pozwoliły nadać jej w miarę reprezentacyjny wygląd, ale już dwa tygodnie po makabrycznej kraksie jeździec Ferrari czuł się na tyle dobrze, że... obejrzał w telewizji Grand Prix Austrii! Na torze w Spielbergu zwyciężył John Watson, a mający kłopoty z autem James Hunt zameldował się na mecie na dopiero czwartej pozycji.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×