Mateusz Borek: Jeśli Adamek polegnie, przypuszczalnie pożegna się

Tomasz Adamek 8 listopada zmierzy się z Arturem Szpilką. Mateusz Borek podkreśla wielkie doświadczenie tego pierwszego, ale zwraca też uwagę na otwierającą się przed "Szpilą" doskonałą okazję.

Adam Popek
Adam Popek
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że starcie wieczoru zostanie zapamiętane jako naprawdę dobre widowisko. Zobaczymy w niej dwóch zupełnie odmiennych wojowników pod względem wieku oraz stylu boksowania. Powszechnie mówi się, że mniej obyty wśród zawodowców Artur Szpilka właśnie tu powinien upatrywać szansy wygrania. Wszak jego przeciwnik różnie radzi sobie, gdy naprzeciwko stoi zawodnik leworęczny. - Adamek w tej chwili dementuje stereotyp, że nie lubi walczyć z mańkutami. Może nie umiał, ale podkreśla pracę wykonaną z trenerem Rogerem Bloodworthem, za sprawą którego wymieniona charakterystyka oponenta ma nie odgrywać żadnej roli. Ja postrzegam tą galę przede wszystkim z perspektywy ogromnego ładunku energetycznego gromadzącego się wokół - twierdzi dziennikarski ekspert, Mateusz Borek.
Śledząc minione lata polscy fani podziwiali kilka wydarzeń podobnej rangi. Wykupiony niemal komplet wejściówek dowodzi atrakcyjności zdarzenia. Oby nie zawiedli główni aktorzy. - To pojedynek, chyba najlepszy jakiego mogliśmy oczekiwać na rynku krajowym, aczkolwiek nie oszukujmy się, że w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii nim żyją. Tomek i Artur będą mieć swoich kibiców. Przypuszczalnie jeśli Góral polegnie, podziękuje za lata emocji, pożegna się. Jeżeli triumfuje pewnie znów zacznie marzyć – chłodno ocenia Borek i zaraz dodaje. - Dla Szpilki pokonanie Tomka stanowi swego rodzaju spełnienie. Chciał się z nim spotkać. Po drugie potwierdzi, że podniósł się po wpadce z Jenningsem. Ponadto mimo wszystko uważam, iż porażkę Adamka gdzieś w USA odnotują. Wtedy "Szpila" otrzyma szansę powrotu do amerykańskiej stacji.

Znany komentator przytacza złote okresy kariery pięściarza z Gilowic. - Pamiętam występ w United Center. 35 minut bił się ze złamanym nosem z Briggsem. Dzięki swojej niezłomności, charakterowi, nie będąc nawet gotowy na boks w wydaniu USA sięgnął po mistrzowski pas. Później nie mając pieniędzy by zorganizować solidne przygotowania, właściwie bez sparingów zwyciężył Cunninghama. Potem zaś nastąpiło dążenie, by odwrócić przeznaczenie. Chłopak, który w czasach amatorskich widniał niżej niż kategoria półciężka nagle wyszedł między liny z kolosem, Witalijem Kliczko. 150 tysięcy ludzi na rynku we Wrocławiu czekało, że nastanie cud. Tomasz przegrał, jednak owe momenty stworzyły zainteresowanie jego osobą. Co się stało po rezygnacji z junior ciężkiej i przejściu dalej? Czy w ringu był z nim Estrada czy starszy Grant na walki Adamka przychodziło 12-14 tysięcy osób, ponieważ wiedzieli, że to tylko wstęp pod kątem projektu Kliczko. Od tamtej pory nie stał się przecież znacznie inny, chociaż sam nie wiem do czego obecnie jest zdolny. Na konfrontacji z Głazkowem i wydawało mi się, że przyszedł koniec. Tymczasem on niczym feniks wraca.

Wobec ostatniej utraty pasa przez Krzysztofa Włodarczyka często słyszy się głosy zastanowienia dlaczego nie możemy aktualnie posiadać swojego mistrza. Skąd to wynika? - Raz, bo nie ma ligi. Bo wysoko postawiony działacz PZB albo przyjaciel PZB rzuca się na sędziego z nożem. Bo trener kadry, który dostał nominację po trzech tygodniach już nim nie jest. Póki nie przyjdą profesjonaliści do boksu amatorskiego, nie pojawią się pieniądze lepiej nie będzie. Pochodzę z Dębicy i wspominam niedziele starcia choćby z lat 80-tych. Hala pękała w szwach. Teraz zawodowi promotorzy oferują korzystniejsze warunki rozwoju. Nie sztuką być w kadrze Polski i nie mieć na chleb  - kończy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×