Mateusz Borek: Jeśli Adamek polegnie, przypuszczalnie pożegna się
Tomasz Adamek 8 listopada zmierzy się z Arturem Szpilką. Mateusz Borek podkreśla wielkie doświadczenie tego pierwszego, ale zwraca też uwagę na otwierającą się przed "Szpilą" doskonałą okazję.
Znany komentator przytacza złote okresy kariery pięściarza z Gilowic. - Pamiętam występ w United Center. 35 minut bił się ze złamanym nosem z Briggsem. Dzięki swojej niezłomności, charakterowi, nie będąc nawet gotowy na boks w wydaniu USA sięgnął po mistrzowski pas. Później nie mając pieniędzy by zorganizować solidne przygotowania, właściwie bez sparingów zwyciężył Cunninghama. Potem zaś nastąpiło dążenie, by odwrócić przeznaczenie. Chłopak, który w czasach amatorskich widniał niżej niż kategoria półciężka nagle wyszedł między liny z kolosem, Witalijem Kliczko. 150 tysięcy ludzi na rynku we Wrocławiu czekało, że nastanie cud. Tomasz przegrał, jednak owe momenty stworzyły zainteresowanie jego osobą. Co się stało po rezygnacji z junior ciężkiej i przejściu dalej? Czy w ringu był z nim Estrada czy starszy Grant na walki Adamka przychodziło 12-14 tysięcy osób, ponieważ wiedzieli, że to tylko wstęp pod kątem projektu Kliczko. Od tamtej pory nie stał się przecież znacznie inny, chociaż sam nie wiem do czego obecnie jest zdolny. Na konfrontacji z Głazkowem i wydawało mi się, że przyszedł koniec. Tymczasem on niczym feniks wraca.
Wobec ostatniej utraty pasa przez Krzysztofa Włodarczyka często słyszy się głosy zastanowienia dlaczego nie możemy aktualnie posiadać swojego mistrza. Skąd to wynika? - Raz, bo nie ma ligi. Bo wysoko postawiony działacz PZB albo przyjaciel PZB rzuca się na sędziego z nożem. Bo trener kadry, który dostał nominację po trzech tygodniach już nim nie jest. Póki nie przyjdą profesjonaliści do boksu amatorskiego, nie pojawią się pieniądze lepiej nie będzie. Pochodzę z Dębicy i wspominam niedziele starcia choćby z lat 80-tych. Hala pękała w szwach. Teraz zawodowi promotorzy oferują korzystniejsze warunki rozwoju. Nie sztuką być w kadrze Polski i nie mieć na chleb - kończy.