Niezwykłe derby Trójmiasta. To był europejski poziom

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Marcin Gadomski / Na zdjęciu: Lechia Gdańsk wygrała z Arką Gdynia 2:1 i jest pewna 1. miejsca w Fortuna I lidze
PAP / Marcin Gadomski / Na zdjęciu: Lechia Gdańsk wygrała z Arką Gdynia 2:1 i jest pewna 1. miejsca w Fortuna I lidze
zdjęcie autora artykułu

Ponad 36 tys. ludzi na trybunach, trzy gole, dwie czerwone kartki, VAR, potencjalny rzut karny dla Arki Gdynia w ostatniej akcji meczu. Niedzielnych derbów Trójmiasta nikt długo nie zapomni. Działo się.

W tym artykule dowiesz się o:

z Gdańska Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

Są różne mecze w piłce nożnej. Jedne mniej atrakcyjne, inne bardziej, natomiast nic nie wywołuje takich emocji, jak derby. Z całym szacunkiem, w Gdańsku mało kogo interesowały potyczki ze Zniczem Pruszków czy Stalą Rzeszów, co zresztą było widać po frekwencji. Ale już Arka Gdynia to inna para kaloszy. Szczególnie, że nie był to mecz o pietruszkę, a o pierwsze miejsce w Fortuna I lidze. Lechia już przed tą kolejką miała zapewniony awans do PKO Ekstraklasy, Arka potrzebowała punktu, natomiast gdańszczanie nie zamierzali niczego ułatwiać swojemu rywalowi.

Wręcz przeciwnie. Na 1:0 trafił Kacper Sezonienko, później powinien podwyższyć Maksym Chłań, ale nie trafił z dwóch metrów na pustą bramkę. Jak twierdził, była to trudna sytuacja, bo piłka mu podskoczyła w ostatniej chwili. Cóż, to żadne usprawiedliwienie. Dalej czerwona kartka dla Andrei Chindrisa, który był blisko zawalenia kolejnych derbów (jesienią w Gdyni sprokurował rzut karny). Arka wyrównała, miała mnóstwo sytuacji, jednak była tego wieczora bardzo wyrozumiała. Bohdan Sarnawskyj został poniekąd wykreowany na bohatera. I w końcu objawił się Camilo Mena, jeden z najlepszych zawodników na boisku. Przeprowadził akcję, która dała Lechii upragnione zwycięstwo, którego pewnie nikt się nie spodziewał.

Na stadionie zapanowało istne szaleństwo. Kibice Lechii jeszcze długo po zakończeniu spotkania nie opuszczali trybun. Świętowania nie było końca. Zresztą później impreza przeniosła się pod fontannę Neptuna, gdzie do fanów około 1 w nocy dołączyli też piłkarze.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić

- To był największy mecz, w jakim zagrałem w dotychczasowej karierze - mówił nam po spotkaniu uradowany Rifet Kapić.

Nie bójmy się tych słów: to był europejski poziom. Cała otoczka. Piłkarsko też nie było źle, choć oczywiście wspomniana czerwona kartka miała olbrzymi wpływ na rozwój wydarzeń.

Ale cofnijmy się o kilka godzin. Tego dnia w Gdańsku był jeden temat: derby. Wszystko inne schodziło na dalszy plan. Dało się to odczuć na tzw. mieście od rana.

Działo się na długo przed pierwszym gwizdkiem. Biletów na to spotkanie nie było już od bardzo dawna (w sumie kibiców było 36 483, co jest rekordem frekwencji sezonu 2023/24 w całej lidze). Wokół stadionu zgromadzone zostały potężne oddziały policji, standardowo był latający helikopter, dodatkowe siły ochrony. To nie był zwykły pierwszoligowy mecz, a jedne z najbardziej elektryzujących derbów w Polsce.

Kolejki do wejścia na stadion były olbrzymie i to już na półtorej godziny przed jego rozpoczęciem. Doping rozpoczął się jeszcze zanim piłkarze jednej i drugiej drużyny wybiegli na rozgrzewkę. Były głośne śpiewy, race (z obu stron). Lechia zaprezentowała dwie oprawy, Arce nie było to dane, bo zgody na wniesienie płótna nie wyraził kierownik bezpieczeństwa.

Kibiców z Gdyni było 1500. Oni mieli okazję gościć na Polsat Plus Arenie po raz pierwszy i z pewnością nie będą miło wspominać tej wizyty. Arka grała z przewagą jednego zawodnika przez około godzinę, miała mnóstwo stuprocentowych sytuacji, ale nie potrafiła ich wykorzystać.

W ostatniej minucie doliczonego czasu doszło jednak do kontrowersyjnego zdarzenia w polu karnym Lechii. Tomas Bobcek kopnął (?) Przemysława Stolca. Sędzia Tomasz Kwiatkowski ocenił to jako symulkę zawodnika gości. Został zawołany do monitora, ale po obejrzeniu kilku powtórek (trwało do bardzo długo) podtrzymał decyzję z boiska. Arka nie dostała rzutu karnego i po chwili mecz się zakończył.

- Rzut karny był ewidentny - mówił trener Wojciech Łobodziński na konferencji prasowej.

- To był trudny mecz dla sędziego. W poważnej piłce nikt by za to nie dał rzutu karnego, tak samo uważam, że czerwona kartka dla Chindrisa była pokazana niesłusznie. Nie wiem dlaczego sędzia zmienił decyzję z boiska - w obu przypadkach stał dwa metry obok całego zdarzenia. Jeśli nie jest gotowy na takie mecze, to może nie powinien być do nich wyznaczany - stwierdził Kapić.

Natomiast z perspektywy Arki grzechem byłoby zrzucanie całej winy na postawę arbitra. Grać jedenastu na dziesięciu, mieć tyle klarownych okazji i strzelić tylko jednego gola? Arka zagrała bardzo nonszalancko. W dodatku wydawało się, że remis ją satysfakcjonuje. A grając w ten sposób bardzo łatwo jest prosić się o kłopoty. I na koniec goście zostali skarceni.

Dzięki takiemu wynikowi Lechia mogła świętować mistrzostwo Fortuna I ligi. Z kolei Arkę czeka jeszcze mecz o wszystko z GKS-em Katowice w ostatniej kolejce. Do bezpośredniego awansu gdynianie potrzebują przynajmniej jednego punktu.

PAP/Marcin Gadomski
PAP/Marcin Gadomski

*

Trener Lechii Szymon Grabowski po spotkaniu przyszedł na konferencję prasową ze wszystkimi członkami sztabu. Wręczył też każdemu pamiątkowe cygaro z okazji zajęcia pierwszego miejsca w lidze i podkreślał, że bez tych ludzi nie byłoby tego awansu.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty